Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 6 lipca


Cz?sto przeje?d?am obok starej poczciwej budy, czyli II LO im. Jana III Sobieskiego. Wspominam j? z rozrzewnieniem, sp?dzi?em tutaj pogodne cztery lata m?odzie?czego ?ywota, nawi?za?em wci?? aktualne znajomo?ci i przyja?nie, zdar?em (ku zgrozie rodziców) wiele par butów, kopi?c zawzi?cie pi?k? na szkolnym boisku. Poszed?em st?d w ?wiat zasobniejszy w wiedz? o ojczystym j?zyku, któr? otrzyma?em od cudownej polonistki Marii Chrzanowskiej, i równocze?nie g?upi jak but, je?li chodzi o fizyk?, mimo wysi?ków Wies?awa Kremera (ps. "Owsik").

Zdawa?em do wspomnianego liceum równo 40 lat temu. W czasach g??bokiej komuny nabór do szkó? ?rednich wygl?da? znacznie pro?ciej ni? obecnie i nie fundowa? dzieciakom wspó?czesnych stresów. Wyniki uzyskiwane w podstawówce oraz nasze zainteresowania przes?dza?y o wyborze dalszej drogi. Mato?ki i leniuchy l?dowa?y w zawodówkach, zdradzaj?cy okre?lone talenty szli do techników, ci za?, którym marzy?y si? studia, ubiegali si? o miejsca w "Sobku", "Nowodworku", "Pi?tce" Witkowskiego, "Trójce", czyli Kochanowskim itd. Sk?adali?my papiery do jednej wybranej szko?y i albo si? do niej dostawali?my, albo nie.

Ba?agan spowodowany dzisiaj mo?liwo?ci? startowania do wielu o?rodków edukacyjnych przyprawia o zawrót g?owy. Sko?owani kandydaci zdaj? dziesi?tki egzaminów i doprawdy nie mam poj?cia, po co komu? potrzebne takie emocje, taka przepychanka, takie starania. Konkurencj? o bezcenne miejsca bardzo cz?sto wyznacza moda, bo wypada by? w przysz?o?ci dziennikarzem, politologiem, specjalist? od mediów, zna? naraz 5 j?zyków i w wieku 18 lat mie? w proszku system nerwowy lub wrzody ?o??dka.

A tymczasem, nic nie ujmuj?c wspó?czesnej m?odzie?y, mimo nieludzkich obci??e?, jakich moje pokolenie nie zazna?o, nie s? ci m?odsi wcale od nas o niebo m?drzejsi, og?adzeni, rzutcy. Na pewno szybciej klikaj? komputerow? myszk?, ?atwiej przedzieraj? si? przez krain? Internetu, w ciemno redaguj? SMS-y. Te jednak umiej?tno?ci wcale mi nie imponuj?. Ciekawe, ilu z nich szko?a ?rednia b?dzie kiedy? kojarzy? si?, tak jak mnie, z du?? ilo?ci? przyjemnie sp?dzonego wolnego czasu.

Miejscowo?? Tymbark wi?kszo?? rodaków zna ze wzgl?du na soki, które st?d p?yn? ró?nobarwn? i wielosmakow? rzek?. A ja pierwszy raz us?ysza?em t? nazw? na wojskowym poligonie w Lidzbarku Warmi?skim. Kln?cy jak szewc dowódca kompanii, kapral Wojtków - zawodowy pó?g?ówek, zapyta? wypr??onych na baczno?? stoj?cych w dwuszeregu, wystraszonych maminsynków: Który tu k... z Tymbarku? Szuka? krajanów i tych natychmiast wyró?nia?, przydzielaj?c funkcje pozwalaj?ce unikn?? ci??kich ?wicze?. Bieganie bowiem w sierpniowym upale w masce przeciwgazowej lub okopywanie si? saperk? do pozycji stoj?cej nie nale?a?o do zaj?? rozkosznych.

Otó? kapralowi W. nie uda?o si? znale?? ziomka, potraktowa? nas zatem wszystkich równo, tresuj?c przez miesi?c z zapa?em prawdziwego sadysty. Pó?niej powiedziano nam, ?e sam dosta? w armii niew?ski wycisk, tote? rekompensuje sobie szkody poni?aj?c innych.

W sobot? sp?dzi?em w Tymbarku uroczy wieczór, który wymaza? ca?kowicie dawne, niemi?e prze?ycia. Trafi?em do domu prorektora naszej AGH, prof. Antoniego Tajdusia. Pi?kne miejsce, przyja?nie u?miechni?ci, normalni ludzie i fantastyczne pierogi przygotowane przez ma??onk? gospodarza Gra?yn?. A potem jeszcze ognisko, gitarowe i wokalne wysi?ki pod go?ym niebem oraz niez?omne przekonanie, ?e m?dry i kompetentny ze wszech miar Antek nie sk?ada? poda? do dziesi?ciu naraz liceów.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki