Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 15 lutego


Rozmawiam z Grzegorzem Miecugowem przed kamerami TVN24. "Inny punkt widzenia" to cykl wywiadów, jakich udzielaj? przedstawiciele ró?nych dziedzin ?ycia - konwersacja nie ma wyznaczonych pryncypiów tematycznych, ale te? nie szuka ?atwej widowni, spragnionej sypialnianych lub kulinarnych wie?ci. ?api? si? w pewnym momencie na banalnej do?? refleksji, i? jestem ze swoim interlokutorem na pan, podczas gdy z jego tat? Brunonem mówimy sobie po imieniu. Ot, znak czasu. Publikuj?cy na tych ?amach od niepami?tnych lat wspomniany Brunon zna mnie od ko?yski. W rodzinnym albumie zachowa?o si? zdj?cie z jakiej? dziennikarskiej wyprawy. Ja na masce s?u?bowej terenówki, obok ojciec i m?odziutki wtedy - dzi? legendarny felietonista, satyryk, prze?miewca, dusza alkoholowych spotka?. Czy mog?em pó? wieku temu spodziewa? si?, ?e usi?dziemy do wspólnego sto?u, ?e wychylimy niejeden toast?

Wczorajsza poczta przynios?a zaproszenie na wr?czenie nagrody - "Z?oty Laur za Mistrzostwo w Sztuce". Przyznawana przez Fundacj? Kultury Polskiej doroczna premia przypad?a w udziale prawdziwemu mistrzowi i je?li co? dziwi, to tylko fakt, ?e tak pó?no. Drogi Brunonie! Gratuluj? ci z ca?ego serca owego wyró?nienia i ?ycz? zdrowia potrzebnego do zmaga? z coraz ciekawsz? rzeczywisto?ci?. Bo inteligencji do jej wyszydzania masz nadmiar. Zdarzy?o si? w klubie ?urnalistów "Pod Gruszk?", gdy biesiadowano jeszcze zawzi?cie i z polotem. Aprowizacja sto?ówki Wydawnictwa Prasowego odbywa?a si? frontowym wej?ciem - wszak w komunie go?cie nosz?cy worki i skrzynie wa?niejsi byli ni? ca?a reszta bywalców. W?a?nie taszczyli ogromny kosz wype?niony g?ówkami kapusty. Przechodz?cy obok Bruno rzuci? pytaj?cym tonem: Có? to, dziennikarzy ?cinaj??

To ju? 25 lat od momentu g?o?nego wybuchu gazu w warszawskiej Rotundzie. Zupe?nie przypadkowo by?em ?wiadkiem zdarzenia i o ma?y w?os jego udzia?owcem. Akompaniowa?em wtedy Leszkowi D?ugoszowi na mandolinie. Artysta dawa? cykl recitali w Starej Prochowni. Zakwaterowani w hotelu Forum witali?my kolejny mro?ny dzie?. Wybiera?em si? w?a?nie do nieszcz?snej placówki bankowej po par? z?otych potrzebnych koledze basi?cie na zakup jakiego? poszukiwanego, a niemo?liwego do osi?gni?cia w Krakowie towaru. W pewnej chwili poczu?em t?pni?cie - g?uchy j?k ?cian i stropów. Wykonana przez Szwedów konstrukcja naszego wie?owca wytrzyma?a detonacj? doskonale. W jednej chwili znale?li?my si? przy oknach, by obserwowa? straszliwy szkielet okr?glaka z pustymi miejscami po oknach i powiewaj?cymi na wietrze ?aluzjami.

Po drugiej stronie ulicy z chodników podnosili si? zszokowani przechodnie, powaleni fal? uderzeniow?. Milicja prowadzi?a akcj? organizowania ruchu tak, by nic nie przeszkadza?o karetkom pogotowia, tak?e licznym pojazdom prywatnym w zabieraniu rannych. Tych, którzy katastrofy nie prze?yli, uk?adano na zewn?trz zniszczonej budowli - niestety, nieruchomych kszta?tów wci?? przybywa?o. Najgorsza za? dla nas ?ywych by?a natychmiastowa blokada po??cze? telefonicznych. Podejrzenia o sabota? lub zamach kaza?y przewra?liwionym w?adzom og?osi? informacyjn? cisz?, by zyska? czas potrzebny do sformu?owania odpowiednich politycznie, w?a?ciwych o?wiadcze?. Mog? sobie Pa?stwo wyobrazi? przera?enie najbli?szych, którzy wiedzieli, ?e mieszkamy tu? obok tragedii, a którym nie mogli?my powiedzie? jednego krótkiego zdania uspokojenia. Przecie? komórki jeszcze nie istnia?y.

Ca?a ta makabra wychowanym w re?imowym poczuciu bezpiecze?stwa jawi?a si? mocno egzotycznie. Dzisiaj podobne doniesienia s? ponur? inkrustacj? karnawa?u, normalk? niemal. Dok?d zmierzamy?





powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki