Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 9 listopada


Poniedzia?ek, w teatrze Bagatela charytatywny koncert "Psu na bud?"
zorganizowany przez Towarzystwo Opieki nad Zwierz?tami. Jest rodzinnie, wykonawcy przyprowadzili do pomocy swoje dzieci. Skaldowi Jackowi Zieli?skiemu np. akompaniuje na gitarze syn, ja mam okazj? za?piewania z córk?. Lubi? duety z Majk?, zdarzaj? si? niestety rzadko, bo uczennica III klasy Liceum Muzycznego ma mnóstwo obowi?zków szkolnych, ma?o czasu na to, co by? mo?e b?dzie jej przysz?o?ci?. Ale to dopiero po maturze. Sala oklaskuje ochoczo artystów, ma?o jednak ch?ci wykazuje, gdy pada propozycja wzi?cia pod opiek? paru bezdomnych zwierzaków. Chyba wci?? w naszym zabieganym ?yciu niewiele uwagi po?wi?camy czworono?nym i nie tylko czworono?nym przyjacio?om. A oni kochaj? bezinteresownie a? po grób.

We wtorek mam okazj? pierwszy raz odwiedzi? TVN. Zapraszaj? mnie do roli "gwo?dzia programu", audycji dla dzieciaków. Musz? wi?c za?piewa? co? na ?ywo, poprowadzi? rozruch w rytm muzyki, pogada? o z?o?ci i recepcie na ni?, troch? si? zasapa?em. Do aukcji na rzecz zalanego przez powód? Zoo w Opolu daj? rakiet? tenisow?, któr? macha?em z ró?nym skutkiem w ostatnim czasie. W tej telewizji pracuj? sami m?odzi ludzie, wiem, ?e to dobrze, ?e tak powinno by?, ?e wreszcie co? si? zmienia w moim otoczeniu.

Podobnie jest w Warszawie, do której pojecha?em nazajutrz, by wzi?? udzia?, w audycji Agnieszki Maci?g nadawanej w RTL7. Spotkanie utrzymane w konwencji talk-show ma charakter andrzejkowy. Oprócz mnie m.in. parodysta Andrzej Dyszak i fantastyczny grafik plakacista, obecnie w?a?ciciel agencji reklamowej, Andrzej P?gowski. To jego kij baseballowy na tle krwawej plamy mo?na zobaczy? na rozlicznych planszach w ca?ym kraju. I napis "S?u?y do grania, nie do zabijania". Oby zapad?o w pami?? wielu. Wspominam z P?gowskim dawne czasy, on ko?czy? Akademi? Sztuk Pi?knych w Poznaniu w pracowni Waldemara ?wie?ego, znajdujemy wspólnych znajomych. Potem przed kamer? jest jeszcze lanie wosku, który zastyga dla mnie w formie przypominaj?cej psa. Czy?by zapowied? nowych domowników?

W ekspresie do Krakowa spotykam star? znajom? - Basi? Ksi??kiewicz, której tato by? dentyst?. Do gabinetu przy Batorego wiod?a mnie i moj? siostr? nasza mama i gdy dr??cy ze strachu siedzieli?my w poczekalni, zastanawia?em si?, czy córka tego gro?nego pana od wiert?a i kleszczy te? boi si? leczenia z?bów. Basia posz?a w ?lady ojca, jest stomatologiem. Jedzie ze stolicy z grup? znajomych, jemy, co? tam pijemy, podró? up?ywa b?yskawicznie.

Potem jeszcze wyst?pujemy gdzie? ko?o Rzeszowa, potem w Kro?nie i uzdrowisku Jaworze pod Bielskiem. Miejscowy hotel udzieli? schronienia krakowskim s?dziom i prokuratorom, którzy tam weryfikuj? swoj? prawnicz? wiedz? wobec nieustannie zmieniaj?cych si? przepisów. Umilamy im zatem pi?tkowy wieczór, a potem d?ugo rozmawiamy. Staram si? skorzysta? z okazji i dowiedzie? czego? o zawodzie tak potrzebnym i tak popularnym (wydzia? prawa naszego uniwersytetu jest jednym z najbardziej obleganych), a tak ma?o mi znanym.

Niedzielne po?udnie gor?ce jak w lecie. T?umy na wystawie samochodowej przy ul. Klimeckiego. Auta coraz pi?kniejsze, klientów coraz wi?cej, tylko dróg nie przybywa i kiedy? zatrzymamy si? w jednym z gigantycznych korków za kierownicami zachwycaj?cych "gablot".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki