Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 2 maja


Wreszcie w domu. Ogród przywita? nas pe?nym rozkwitem. Za siatk? spokojnie pas? si? sarny, ignoruj?c ujadanie Figi, która nie mo?e znie?? intruzów. Nastrój sielanki koj?co wp?ywa na sko?atany podró?ami organizm, na ?epetyn?, w której wci?? jeszcze wibruje odg?os samolotowych silników. W ci?gu 20 dni jedena?cie przelotów ró?nymi liniami, przegl?d terminali, festiwal rewizji, prze?wietla?, obmacywa?. Wiemy, ?e nadzwyczajne ?rodki ostro?no?ci podj?to dla naszego dobra, ale przecie? kr?puj? i uprzykrzaj? ?ywot.

W Nowym Jorku zatrzymuj? fotograficzny statyw, w Brukseli zabieraj? gitarowe struny, bo pono? mo?na ich u?y? w niecnych zamiarach, niczym stosowan? przez mafi? garott?, któr? bezszmerowo duszono niewygodnych. Odradzam korzystanie z us?ug Air France. Najpierw zafundowano nam przymusowy nocleg w Pary?u - samolot z Warszawy nad Sekwan? spó?ni? si? na tyle, by uniemo?liwi? dalsze po??czenie. W drodze powrotnej odwo?ano w ostatniej chwili rejs z Atlanty - ba?agan, arogancja i dobrze znane z poprzedniej epoki komunistyczne przerzucanie odpowiedzialno?ci.

Ameryka?skich koncertów nie zamierzam opisywa?. To identyczne spotkania z publiczno?ci? jak w kraju. Z tak? jedynie ró?nic?, ?e zawsze pojawi si? kto? znajomy, wyro?nie jak spod ziemi osoba zapomniana, niewidziana od matury, uko?czenia studiów itd. Natomiast s?ów kilka musz? po?wi?ci? tygodniowi sp?dzonemu na Florydzie. To jeden z najpi?kniejszych stanów wielkiego mocarstwa, oblany oceanem wdzieraj?cym si? w l?d niezliczon? ilo?ci? kana?ów, przesmyków, rozlewisk. Kraina nieustaj?cych wakacji, pla?owania, w?dkowania, sportów wodnych i nie tylko (vide najs?ynniejsza szko?a tenisowa na ?wiecie). Mieszkamy w Clear Water nad Zatok? Meksyka?sk? i próbujemy korzysta? z tutejszych dobrodziejstw.

Zatem wypad do Orlando, gdzie zlokalizowano ogromny park rekreacyjny. Pokazy tresury orek i delfinów robi? wra?enie, na dodatek nie wywo?uj? cyrkowych skojarze?. S? raczej manifestacj? szczególnej symbiozy ssaków, tych rozumnych, czyli nas, i tych p?ywaj?cych, których potencja? mózgowy wci?? pozostaje zagadk?. Gnani potrzeb? przygody inspirowanej proz? Hemingwaya wsiadamy na ?ód?, by po godzinnej je?dzie zarzuci? przyn?ty w zielonkaw? to? Atlantyku. Marlinów wprawdzie nie wyci?gamy, ale z?owione brunatnoszare - podobne nieco do okoni - ryby wystarczaj? na pyszn? kolacj?.

Miami wygl?da jak na znanych filmach tutaj nakr?conych. Jest oaz? zamo?no?ci, komfortu, zabawy, zadowolenia. Promenada przy os?awionej pla?y t?tni ?yciem, niby Sopot podczas szczytu kaniku?y, tylko stokrotnie mocniejszym. Zewsz?d s?ycha? muzyk? gran? non stop, w ogromnej ilo?ci knajp i barów t?umy ró?nokolorowych u?miechni?tych ludzi. Strach o los USA, obawa przed terroryzmem s?cz? si? z mediów, objawiaj? podczas kontroli na lotniskach. Na co dzie? mieszka?cy Stanów sprawiaj? wra?enie ludzi sytych, spe?nionych i szcz??liwych.

Obserwuj? now? mod? - to buty z wmontowan? w obcas rolk?. Wygl?da tak - w?a?ciciel zabawki maszeruje niedbale, by nagle kilkoma odepchni?ciami nada? swemu cia?u impet szybkiego ?y?wiarza. M?odzi zwolennicy owej dyscypliny (nie wiem jeszcze, jak? nosi nazw?) opanowali ju? pewien system ewolucji i figur. Nie mia?em czasu, by kupi? takie obuwie, ale pewnie poka?e si? u nas lada moment. Floryda jest s?oneczna i pomara?czowa. Wje?d?aj?cych do niej w wielu miejscach witaj? sokiem ze ?wie?ych cytrusów. Floryda jest wizytówk? bogactwa i beztroski, dlatego biednych i zatroskanych boli.

Umar?a Natasza Czarmi?ska. Kiedy w 1970 r. wygrywa?em Studencki Festiwal Piosenki jako autor, ona triumfowa?a w kategorii wykonawców. Pi?kna ciemnow?osa dziewczyna ?piewa?a m?drze i wzruszaj?co. Potem los rzuci? j? do Francji. Po powrocie wspó?pracowa?a z "Twoim Stylem", zajmuj?c si? numerologi?. Spotka?em j? w stolicy kilka razy, wiedzia?em, ?e zmaga si? z nieuleczaln? chorob?. Walk? przegra?a, ale zawsze b?d? pami?ta? jej ciep?y g?os oznajmiaj?cy, ?e: "ju? p?onie krzew forsycji". Przynajmniej zawsze wiosn?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki