Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 19 wrze?nia


Kret - niewielkie, czarne, aksamitne, wrzecionowate stworzonko. ?yj?cy pod ziemi? owado?erca potrafi by? prawdziw? zmor? trawników, pokrywaj?c je ziemnymi kopcami z niewiarygodn? pr?dko?ci?. Tego roku uwzi?? si? na moj? ziele? i niszczy j? zajadle, ku zgrozie ma??onki. Codzienne poranne szacowanie kolejnych strat nale?y ju? niemal do domowego rytua?u. Okazuje si?, ?e nie znaleziono jeszcze ?adnej uniwersalnej metody przep?dzenia intruza. W sklepach pe?no przeró?nych, jak si? okazuje, nieskutecznych ?rodków: od ?wiec dymnych, które odpala si? w wylotach korytarzy, poprzez brz?czki maj?ce uprzykrzy? kreci ?ywot ?lepcowi, po wibratory (nie myli? z gad?etami bran?y erotycznej) wytwarzaj?cymi jaki? niezno?ny dla zwierzaka rezonans.

W?a?ciciele gruntów dotkni?tych plag? wymieniaj? do?wiadczenia i wci?? s?ysz? o nowych metodach walki - cz?sto ma?o humanitarnych. Otó? sypi? do otworów w glebie t?uczone szk?o, by delikwenta porani?, lej? wod?, by go utopi?, czatuj? z ?opatami w miejscach przewidywanych wykopów. S?ysza?em o takich, którzy instaluj? przewód od silnika spalinowego, by zagazowa? sympatycznego, b?d? co b?d?, ssaka. S? jeszcze tacy, którzy ustawiaj? na terenie dotkni?tym kreci? aktywno?ci? dziesi?tki plastykowych butelek nadzianych na patyki. Nie wiem, czy pomaga - wygl?da okropnie. A sprawca owego zamieszania robi swoje, sprytniejszy od ludzkich wynalazków, bezczelnie drwi?c sobie z pu?apek. Jak w ?arcie o niewidomym, któremu dano do r?k tark?. Przebieg? po niej palcami i powiedzia?: takich g?upot jeszcze w ?yciu nie czyta?em.

Miniony tydzie? pod znakiem kina. I nie ze wzgl?du na Krajowy Festiwal Filmowy w Gda?sku - rodzima produkcja nie interesuje mnie od dawna. Obejrza?em za to kolejny film Roberta Altmana "Company". Ameryka?ski s?dziwy twórca jest niew?tpliwie mistrzem w portretowaniu ?rodowisk. Zaskakuje przy tym rozleg?o?ci? zainteresowa?, bo przecie? w swoich penetracjach zag??bia? si? w muzyk? country, w ?wiat kreatorów mody, z posiad?o?ci angielskich arystokratów przeniós? si? teraz za kulisy chicagowskiego baletu. Powsta?a pi?kna impresja o sztuce w ko?cu elitarnej, ?eby nie powiedzie? niszowej. O ludziach, których kator?niczy wysi?ek okupiony cz?stymi kontuzjami, czasem niemal kalectwem w pó?niejszym wieku, wcale nie przenosi si? na sukces w popularnym znaczeniu tego s?owa. Pró?no szuka? ich nazwisk na pierwszych stronach gazet.

Ju? wyobra?am sobie kompletne fiasko ulicznej sondy i pytania o wybitnego polskiego tancerza, tancerk?, choreografa. Wspomniany film jest rodzajem ho?du dla cz?sto bezimiennych. Jest te? smutn? konstatacj?, sentencj?, która wci?? pojawia si? w artystycznej bran?y. "Show must go on" - przedstawienie musi trwa?. Bez wzgl?du na ofiary, osobiste pora?ki i dramaty. W tym przedstawieniu na dodatek nie ma gwiazd, których nie da?oby si? zast?pi?, nie ma miejsca dla s?abych, lito?ci dla pokonanych.

Ogromn? pul? 18 mln z?otych podzieli?o mi?dzy siebie dwóch szcz??liwców. Nie bra?em udzia?u w tych emocjach, mimo ?e dawno temu typowa?em dla zabawy ten sam zawsze zestaw liczb, które notabene ?wietnie pami?tam. Z masochistyczn? wi?c premedytacj? sprawdzam teraz wylosowane szcz??liwe i z ulg? stwierdzam, ?e do moich nie nale??. A gdyby tak okaza?o si? inaczej? Czy wybaczy?bym sobie zaniechanie, zwyk?e lenistwo, z powodu którego nie zosta?em bogaczem?

Dzisiejszy wieczór sp?dzam na starych ?mieciach, czyli w Podgórzu. Ko?cz? si? w?a?nie dni robotniczej dzielnicy Krakowa, w której przemieszka?em kilkana?cie lat. Pi?knie po?o?ony stadion na Krzemionkach góruje nad zapomnianym troch? parkiem. Tutaj spacerowa?em z malutk? Maj?, tu kibicowa?em pi?karzom Garbarni, tu pozna?em typów spod ciemnej gwiazdy, zwiedzi?em miejsca, do których zwyk?y ?miertelnik nigdy by nie wszed?. Folklor meneli, melin, spelunek odchodzi do historii. Moja "Janaska", czyli ulica Janowa Wola, by?a kiedy? legend?. Tak samo jak ch?opaki, którzy s? ju? dawno w swoim pijackim niebie. Ono pewnie wygl?da jak trawnik ko?o fortu obok ko?ció?ka ?w. Benedykta. Le?? na nim na kocu - flaszka kr??y leniwie, dym ze sporta te? nigdzie si? nie spieszy. I tylko z do?u s?ycha? fajerwerki - znak, ?e Podgórz si? bawi.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki