Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 10 pa?dziernika


I znów okr?g?y jubileusz. Tym razem na moim ?yciowym liczniku pojawi?y si? obok siebie dwie identyczne cyfry. Dwie pi?tki. 55 lat - du?o to czy ma?o? Dla przedszkolaka zapewne odleg?y kosmos, za? dla mojej mamy przyjemne wspomnienie lepiej funkcjonuj?cego organizmu, wydolniejszych mi??ni i stawów. Urodzinowy obiad spo?y?em w?a?nie z rodzicielk?, gaw?dz?c o tym i owym, konstatuj?c ze wstydem, ?e tak ma?o czasu na podobne spotkania i posiady.

Rocznice to zupe?nie oczywisty powód do wspomnie?. To trudna do ogarni?cia ilo?? twarzy, nazwisk, adresów, telefonów. To kawa? widzianego ?wiata, który ju? nigdy taki sam nie b?dzie. ?ywot globtrotera rozpocz??em dawno, bo przecie? w I klasie podstawówki zabra? mnie ojciec do Francji, gdzie przed wojn? jeszcze osiad?a jego przyrodnia siostra. Losy ciotki Janki wystarczy?yby na niez?y filmowy scenariusz, w ka?dym razie za jej spraw? mam dwoje bliskich kuzynów pó?-Polaków pó?-Korsykanów i, niestety, mizerny z nimi kontakt, bowiem nie opanowali poza francuskim ?adnego j?zyka, ja za? w s?ownictwie Moliera nie poruszam si? w ogóle.

Tak czy siak, ma?emu p?drakowi uchylono na moment ?elazn? kurtyn? i pozwolono zerkn?? na zakazany kapitalistyczny porz?dek, który, rzecz jasna, natychmiast zachwyci?. Przesiadka w Wiedniu wywo?a?a podziw dla tamtejszych dworcowych ruchomych schodów, od których tata nie móg? mnie oderwa?. Pó?niej Szwajcaria widziana z okien wagonu - jakie? bajeczne katarakty górskich strumieni, spadaj?ce do jezior - to wszystko zagryzane mleczn? czekolad?, któr? pasa?erowie pa?li chudzin? z egzotycznego kraju. Kulinarnych odkry? by?o zreszt? wi?cej. Nie mog?em wprost nasyci? si? puszkowymi sardynkami, które zamawia?em wci?? i wsz?dzie, nawet podczas wystawnych proszonych posi?ków, przynosz?c wstyd i ujm? takimi prza?nymi zachciankami. Do dzi? kocham karczochy, które wtedy po raz pierwszy mia?em w ustach.

Marsylia zawsze b?dzie kojarzy? si? ze star? portow? dzielnic? i wycieczk? na wysp? D'if, gdzie wi?ziono pono? hrabiego Monte Christo. Do domu oprócz wra?e? przywioz?em przedmioty tak niezwyk?e, np. jak d?ugopis, którym jeszcze wtedy nie pozwalano nam pisa?. Moja peregrynacja wkrótce sta?a si? niczym wobec podró?y kolegi z klasy, Janusza Matuszyka, który pojecha? do Ameryki. Gdy wróci?, jawi? si? przybyszem z innej galaktyki, wszystko, co nosi?, co mówi?, czym si? pos?ugiwa?, by?o jakie? lepsze, wa?niejsze, bardziej donios?e. A ju? o?ówki z przymocowan? na ko?cu gumk? do mazania - nie mogli?my si? nadziwi? temu wynalazkowi.

Wspomniana pierwsza d?uga wyprawa pozostanie na zawsze t? najwa?niejsz?, mimo ?e do chwili obecnej przemierzy?em pó? globu, trafiaj?c do miejsc atrakcyjniejszych i ciekawszych ni? do?? zwyczajne miasto nad Morzem ?ródziemnym. Obecnie przemieszczamy si? znacznie szybciej i wygodniej. Bycie jednego dnia tu, by nazajutrz znale?? si? na drugiej pó?kuli, w innej strefie czasowej, zupe?nie nie dziwi, nie wywo?uje ?adnego wra?enia. Nie u wszystkich jednak. Pami?tam, jak oznajmi?em kiedy? rodzicom, ?e wybieram si? do Stanów Zjednoczonych. A kiedy wracasz? - pad?o pytanie. Zgodnie z prawd? odrzek?em, ?e pojutrze. To ty jeszcze nie jeste? spakowany? - dziwili si? staruszkowie.

Kocham podró?e, ale te? coraz cz??ciej zaczynam si? ich ba?. Po ostatnich zamachach w Egipcie wykre?li?em krain? faraonów z programu swojego zwiedzania, a eskalacja terrorystycznych akcji mo?e spowodowa?, ?e miejsc zakazanych b?dzie wi?cej. A mo?e, szanowny 55-latku, nale?a?oby pomy?le? o jakim? ciep?ym k?cie i zaprzesta? szwendaniny? Mo?e.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki