Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 8 maja


Pierwsz? dekad? maja 1983 r. sp?dzi?em w by?ym Zwi?zku Radzieckim. Mia?em wi?c okazj? ogl?dania, ba, bra?em udzia? w wielodniowej balandze, przedziwnym, niemal histerycznym fetowaniu wyznaczonym i zamkni?tym w czasowe ramy przez ?wi?to Pracy oraz Dzie? Zwyci?stwa nad faszyzmem. 1-majowy pochód, spowity tumanami ?niegu, obserwowali?my z okien hotelu w Nowosybirsku. Najbardziej rzucali si? w oczy ludzie choinki - jak ich nazywali?my - uczestnicy wojennych zmaga?, obwieszeni wszelkimi mo?liwymi medalami, które z trudem mie?ci?y po?y marynarek i damskich ?akietów. Na ulicach, w sklepach, w urz?dach przerzucano si? ?yczeniami ?wi?tecznymi tak g?sto, jak u nas podczas Bo?ego Narodzenia.

Zaplecze sali koncertowej wype?nia? d?uga?ny stó?, zastawiony przeró?nym jad?em i napitkami. Wtedy podawano jeszcze kawior, a szampan stanowi? nienaruszalny kanon alkoholowy. Inna sprawa, ?e przy ka?dej okazji sadzano nas za sto?em, wszak biesiaduj?cy nie ?a?? po mie?cie, nie zadaj? k?opotliwych pyta?, nie szukaj? rodaków itd. Po sko?czonej imprezie wystarczy?o wi?c polskich artystów uraczy? sowicie, by nazajutrz mie? z nimi b?ogi spokój do kolejnego koncertu. Z Nowosybirska polecieli?my do U?an Ude, stolicy buriackiej, autonomicznej pono? cz?stki administracyjnej komunistycznego imperium. Zapami?ta?em ogromn?, odlan? z br?zu g?ow? Lenina, spoczywaj?c? na postumencie w centrum miasta. Zapami?ta?em dwie m?ode Jakutki, które poderwali?my z koleg? w celach poznawczych. Jedna z nich przyzna?a, ?e jej dziadek mia? - uwaga - d?ugi nos podobnie jak my, a nazywa? si? Diaczewski. ?e nie przyjecha? tam na saksy to pewne. Zapami?ta?em tak?e centrum religijne - rodzaj skansenu, do którego wo?ono nielicznych turystów, by pokaza?, ?e wolno?? wyznaniowa funkcjonuje w tym cudownym porz?dku i ?e ka?dy obywatel bez ?adnych przeszkód mo?e zakr?ci? buddyjskim m?ynkiem modlitewnym, pali? wonne kadzid?a i oddawa? si? kontemplacji. Kolejnym etapem w?drówki by? Irkuck. Kiedy wsiadali?my do wys?u?onego "antka", by przefrun?? nad Bajka?em z przera?eniem ujrzeli?my tyln? cz??? tu?owia odzian? w roboczy kombinezon, zwisaj?c? na zewn?trz obudowy silnika. Pó?niej delikwent zdj?? umazane smarem ubranie i siad? za sterami maszyny. Na pok?adzie lecia?a chyba koza i jaka? inna jeszcze domowa zwierzyna. Spo?ywanie wi?c znieczulaj?cych wyobra?ni? trunków mia?o charakter dzia?alno?ci prawie ratunkowej. Syberia z wysoka to bezkresna szaro??. Ów bezkres t?umaczy pot?g? imperium carów, Stalina i ich nast?pców. Na tym niewiarygodnym organizmie po?amali sobie z?by wszyscy, którzy postanowili go podbi?. Stara wojenna maksyma g?osi bowiem, ?e zaj?? terytorium nie sztuka - sztuka je utrzyma?. Irkuck le?y nad Angar?. Angara wyp?ywa z Bajka?u. O tej porze roku ogromne jezioro w wielu miejsca pokrywa?a tafla lodu. W restauracji zaproponowano miejscow? ryb? - gatunek tylko tu wyst?puj?cy. Okaza?a si? ?mierdz?cym ?wi?stwem. Zarobionych rubli nie by?o na co wydawa?. Du?a ich cz??? sz?a w przys?owiowy przelew. Nigdy nie zapomn? kuriozalnego spotkania z artystami cyrkowymi. Unikalno?? zdarzenia polega?a na tym, ?e trupa sk?ada?a si? wy??cznie z liliputów. W zadymionej sali restauracyjnej przy stolikach pe?nych butelek wódki ujrzeli?my. ..dzieci. Bli?sza dopiero penetracja pozwoli?a stwierdzi?, ?e tak naprawd? mamy do czynienia z kar?ami. Szefowa ca?ego interesu, dla odmiany niewiasta ogromnej postury, ko?czy?a bankiet zabieraj?c pod pach? po dwie kompletnie pijane mikroskopijne istoty, by zanie?? je do czekaj?cego na zewn?trz autokaru. Byli na naszym recitalu, wymienili?my adresy, przyrzekaj?c pó?niejszy kontakt, pami??...

W Zwi?zku Radzieckim jad?em najtwardsz? na ?wiecie pieczon? kur?, widzia?em najwi?ksz? hut? stali - Magnitogorsk, sp?dzi?em dni i noce w wagonie kolejowym, siedzia?em na s?ynnych odeskich schodach, ca?owa?em si? z dziewczyn? w Leningradzie, p?ywa?em w jeziorze pod Samarkand?, zbiera?em rozsypane na chodniku korale kupione w antykwariacie w Mi?sku, ogl?da?em Wo?g? w okolicach Kazania. A teraz mamy Rosj?. Braci S?owian. Wa?nych s?siadów. Rodaków Czajkowskiego, Dostojewskiego, Puszkina. Niestety, tak?e rodaków Putina.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki