Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 15 maja


Czy odwo?anie koncertów rosyjskiego Teatru Wielkiego nale?y t?umaczy? ?wiadom? obywatelsk? postaw? Polaków? Czy?by postanowili zbojkotowa? artystów reprezentuj?cych kraj, którego przywódca traktuje nas arogancko, a ostatnie wyczyny podczas obchodów 60. rocznicy zako?czenia wojny ?mia?o mo?na nazwa? skandalem? Nie s?dz?. Chocia?, mówi?c szczerze, by?bym dumny z takiego zachowania rodaków - wyra?nej manifestacji, braku zgody na wszelkie przejawy imperialnych t?sknot Wielkiego Brata. Trudno jednak pos?dza? naszych o przemy?lane protesty polityczne, gdy zaledwie kilka tygodni temu przez nadwi?la?ski kraj przetoczy?a si? triumfalnie koncertowa trasa Chóru Aleksandrowa, b?d?cego przecie? agend? Armii Czerwonej, która zatyka?a wprawdzie swój sztandar na gruzach Berlina, okupuj?c zwyci?stwo morzem krwi, ale tak?e wbi?a nam nó? w plecy we wrze?niu 1939 roku, któr? w 1920 zatrzymali?my niemal na przedpolach stolicy i która wreszcie w 1945 przynios?a na bagnetach komunizm. W szczelnie wype?nionej hali Wis?y wysi?ki wspomnianego chóru oklaskiwano rz?si?cie 2 kwietnia, dok?adnie tego wieczoru, kiedy umiera? papie?. Nast?pnego dnia, gdy wszystko okry?a ?a?oba, grali i ?piewali w Rzeszowie. Imprez? sprytnie nazwano ho?dem dla zmar?ego. Ulotka reklamowa ansamblu wspomina o 80 odwiedzonych krajach, co uwa?am za swoisty przejaw schizofrenii i braku wiedzy. Nic nie zmieni faktu, ?e reprezentowali rozrywkow? cz??? zbrojnego ramienia stalinowskiego totalitaryzmu. "Czerwone maki na Monte Cassino" w ich ustach brzmi? dla mnie jak kpina z historii i ?adne wy?yny wykonawstwa nie s? w stanie owego fa?szu zniwelowa?.

Tomasz Gluzi?ski urodzi? si? we Lwowie. W 1950 roku osiad? w Zakopanem. Historyk sztuki, prawnik, trener narciarstwa alpejskiego, ale przede wszystkim ?wietny poeta, o którym - przyznam ze wstydem - wiedzia?em niewiele. Czyta?em gdzie? pojedyncze wiersze i na tym ko?czy?a si? znajomo?? z twórczo?ci? niezwyk??. W?a?nie wertuj? ze wzruszeniem tomik "System warto?ci" wydany w 10. rocznic? ?mierci twórcy niepokornego, którego pisanie jest jednym wielkim ludzkim mora?em, przestrog?, apoteoz? cz?owiecze?stwa. Za spraw? A?usia Bachledy trafi?em z rodzink? do pi?knego domu przy ul. Str??yskiej, gdzie ?wi?tujemy imieniny pani Zofii Gluzi?skiej - ?ony poety. D?ugi stó? raczy cudownymi darami wszystkich, którzy wokó? niego zasiedli. W?ród napitków prym wiedzie litworówka, czyli nalewka na arcydzi?glu. Zielonkawa ciecz z wyra?nym zio?owym bukietem po prostu zniewala. A go??bki, a torty rozmaite na koniec - palce liza?. Towarzystwo znamienite wielce - potomkowie najstarszych, najbardziej zas?u?onych rodów góralskich. Gospodyni jest ciotk? wspomnianego J?drka A?usia Bachledy, naszego wybitnego slalomisty. S? wi?c tak?e jego rodzice. Senior Bachleda, znany operowy ?piewak, mo?e obecnie podziwia? wnuka, tak?e Andrzeja, mistrza w narciarskim rzemio?le, ale równie? bieg?ego gitarzyst? i autora ciekawych piosenek. Saba?owe nuty przeplataj? si? z ceperskimi, bo i my dorzucamy gar?? do tego rodzinnego muzykowania. Wszystkiemu przys?uchuje si? mi?dzy innymi zaprzyja?niony z Bachledami mistrz Miko?aj Henryk Górecki, wielki mi?o?nik tych okolic. Ile? tu anegdot, historyjek fiku?nych, ile koneksji zapieraj?cych dech. Nie sposób wymieni? wszystkich uczestników spotkania, ale ka?dy z nich to cz?stka folkloru, jaki zawsze by? mi bliski, gwary zrozumia?ej w sposób tak oczywisty, jakbym si? z ni? urodzi?. I jeszcze wiersze Gluzi?skiego czytane przez jego syna - równie? Tomasza. I ja zdobywam si? na odwag?, by jeden z nich z namaszczeniem wyg?osi?:

Dzisiaj nad ranem
w zuchwa?ym blasku
wstaj?cego s?o?ca
spad?a na mnie ?wiadomo??
wolnego wyboru
mog?em
wyszpera? w szufladzie ig??
i zacerowa? skarpetk?
albo
wydoby? d?ugopis
i wymierzy? ?wiatu
jeszcze jedn?
pi?kn?
niesprawiedliwo??.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki