Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 5 czerwca


Co by pan zrobi?, panie Andrzeju, z wielk? fors?? Jakby pan zachowa? si? jako milioner? Takie pytania us?ysza?em w telefonicznej rozmowie od dziennikarza, który przedstawi? si? mgli?cie, a tytu? macierzystego pisma wyartyku?owa? jeszcze mniej zrozumiale. Nie docieka?em jednak to?samo?ci delikwenta - do ?urnalistów mam rodzinny sentyment i mimo i? cz?sto ich krytykuj?, to równocze?nie wiem, jakim stresom podlegaj?, z jakim mozo?em szukaj? tematów, ile s?ów musz? napisa?, by zwi?za? koniec z ko?cem. W tym zawodzie tempo pracy, oddech konkurencji na plecach, nieustanna gotowo?? wymagaj? specyficznych predyspozycji. Równocze?nie wszechobecna komercja straszliwie ow? profesj? pauperyzuje, faworyzuj?c miernoty ?owi?ce sensacj?, odsy?aj?c przy okazji do lamusa ambitnych publicystów, warto?ciowych reporterów, krytyków z prawdziwego zdarzenia, rasowych felietonistów.

Wracam jednak do sedna sprawy. G?ówna wygrana w totka raczej mi nie grozi, bowiem nie biegam do kolektur, nie skre?lam tych samych b?d? ci?gle innych kombinacji liczb, nie pasjonuj? mnie niezawodne pono? systemy. Kilka razy w ?yciu by?em w jaskiniach hazardu, nawet najwi?kszych, bo w Las Vegas. Kilka razy wygra?em niewielkie sumy i - pozbawiony zupe?nie ?y?ki oraz instynktu gracza - z zimn? krwi? zabiera?em je do kieszeni, opuszczaj?c miejsce zdarzenia zamiast podwoi? stawk?, przebi?, rzuci? wszystko na jedn? szal? z mocnym postanowieniem rozbicia banku. Nale?? do ludzi, którzy ciesz? si? tym, co maj?, i nie próbuj? nawet dla zabawy spekulowa? na temat gwa?towanego, niebotycznego przyp?ywu kasy.

Gdyby jednak sta? si? cud... Gdyby si? takowy zdarzy?, pewnie spor? cz??? fortuny najzwyczajniej w ?wiecie rozda?bym najbli?szym i znajomym b?d?cym w potrzebie. I nie my?lcie, ?em mentalnie bliski ?w. Franciszkowi - nic podobnego. Po prostu podstawowe wymagania bytowe zd??y?em sobie zapewni?, a nie mam ?adnej potrzeby posiadania jachtu, samolotu, pola golfowego, hektarów w Arizonie. Tote? zostawi?bym jakie? zabezpieczenie na staro??, której doczekania nikomu nie zagwarantowano. I tyle.

Facet po drugiej stronie po us?yszeniu takiego dictum stwierdzi?, ?e zupe?nie zburzy?em mu koncepcj?, bowiem oczekiwa? innej odpowiedzi, cholera wie, czego si? spodziewa?. A swoj? drog?, interesuje mnie bardzo, co z du?ym szmalem zrobiliby ci, którzy ju? s? nababami. Czy podzieliliby si? z bli?nimi, czy te? zgodnie z prawem biznesu zainwestowali, by pomna?a? wp?ywy w niesko?czono???

Tego samego dnia na ekranie telewizora zobaczy?em zdanie: T?po wzrostu gospodarczego - w?a?nie tak, przez "?". Pomy?la?em, ?e kompetencji i rozumu nie za?atwi? ?adne pieni?dze.

Ksi?dz Wies?aw Pietrzak mieszka w Tarnowie, ale wychowa? si? w P?aszowie i kocha te strony mi?o?ci? zupe?nie zrozumia??. Przys?a? mi niewielk? ksi??eczk? - "Podgórze - przewodnik po Podgórzu - prawobrze?nej cz??ci Krakowa". To kompendium wiedzy o tej dzielnicy. Opowiada jej histori?, opisuje najwa?niejsze obiekty, proponuje trasy spacerowo-poznawcze. Wydany na kredowym papierze z pi?knymi kolorowymi zdj?ciami, kusi by natychmiast go przeczyta? i sugestie turystyczne natychmiast wprowadzi? w czyn. Jak?e bliskie wci?? dla mnie te okolice. Wszak sp?dzi?em tam kilkana?cie lat, przemierzy?em wzd?u? i wszerz Krzemionki z kopcem Krakusa i parkiem Bednarskiego, w rejonie placu Bohaterów Getta znam niemal ka?d? bram?, ka?dy zau?ek. Ranga Podgórza ro?nie wraz z ogromnym zainteresowaniem i renom?, jak? cieszy si? le??cy po drugiej stronie Wis?y Kazimierz. Kiedy? ch?opaki z obu dystryktów toczyli zaciek?e boje - dzi? animozje chyba z?agodnia?y. Tradycja s?u?y i jednym, i drugim. A bez niej jeste?my goli jak ?wi?ty turecki drogi panie z gazety X, zainteresowany problemem nadmiaru.




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki