Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 12 czerwca


Tegoroczny festiwal opolski udowodni?, ?e wspó?czesna, powtarzam, wspó?czesna - rodzima piosenka po prostu nie istnieje. Konfrontacja ?enuj?cych premier z koncertem starych przebojów zorganizowanym dla uczczenia osiemdziesi?ciolecia radia wykaza?a niezbicie, ?e nie mamy obecnie autorów, kompozytorów ani wykonawców, a je?li gdzie? egzystuj?, to nie znajduj? uznania w oczach decydentów od showbiznesu.

Konia z rz?dem temu, kto zanuci który? z premierowych utworów, zapami?ta? jedn? nut?, jeden udany rym, pomys?. Godz? si? na zmian? warty we wszystkich dziedzinach, wcale nie chc? wci?? tych samych twarzy, dyktatury repów, wyjadaczy, rutyniarzy. Jednak niech?e, do diab?a, dziarska m?odzie?, cho? ciut-ciut, chocia? na milimetr zbli?y si? do tamtych wokalistów, tek?ciarzy, uk?adaczy muzycznych fraz, aran?erów. Niech nie wmawiaj? nam, ?e ledwo wydobywaj?ca g?os panienka to narodowy skarb, którego powinni?my strzec jak oka w g?owie.

Podczas og?aszania wyników wspomnianego okropnego konkursu ani raz nie powiedziano, ?e wygra?a go konkretna piosenka pod takim a takim tytu?em, napisana przez takich a takich delikwentów. Wbrew idei ekscytowano si? wy??cznie marnymi wykonawcami, daj?c dowód zupe?nego lekcewa?enia meritum sprawy. Na dodatek telewizyjny przekaz tak dalece koncentruje si? na formie, na wszelakim migotaniu, bujaniu, fruwaniu, na ?wiat?ach, laserach, bajerach, balecikach, statystach, ?e skutecznie przeszkadza ?ledzeniu jakichkolwiek namiastek sensu i ?adu. Obecno?ci tych ostatnich jednak nie stwierdzi?em.

Wiele lat temu, po wyst?pie Janusza Laskowskiego, który zelektryzowa? otoczenie "Kolorowymi jarmarkami", rozgorza?a zaciek?a dyskusja na temat dopuszczania takich wyst?pów. Wi?kszo?? krytyków by?a zdania, ?e to obciach, kicz, ?e obraza dla czcigodnej publiczno?ci, dla ambitnej metafory i pi?knych melodii, jakich wtedy nie brakowa?o. Dzi? taka propozycja by?aby erupcj? kunsztu.

Hity Rodowicz, Niemena, Grechuty, Krajewskiego przetrwa?y lata i nie straci?y nic ze swojej urody, ?wie?o?ci, finezji. Tegoroczne, po?al si? Bo?e, gnioty nie poci?gn? d?u?ej ni? par? dni lub tygodni i zako?cz? motyli ?ywot, jak tylko media przestan? je nachalnie nadawa?. Mówi?, ?e na piosence znaj? si? wszyscy. Zgoda. Wszyscy, poza jej tera?niejszymi twórcami i producentami. Ci pierwsi nieudolnie klej? kalki anglosaskich przebojów, drudzy inwestuj? kas?, by owe koszmarki wypromowa?. I dlatego mamy Brodki w bród.

Podobno ?nimy wszyscy i stale, czasem jednak owych snów nie pami?tamy. Oniryczny ?wiat jest oczywi?cie wzorowany na realnym, ale podczas dziwnych, niezbadanych do ko?ca procesów zachodz?cych w naszym mózgu, powstaj? tak niezwyk?e asocjacje faktów i zdarze?, takie odkszta?cenia rzeczywisto?ci, ?e budzimy si? oblani zimnym potem, rzadziej rozmarzeni, z ?alem, ?e projekcj? przerwa? ?wit. Kto z nas nie fruwa? podczas nocnych marze?, nie ucieka? przed gro?nymi bandziorami, nie spotyka? dawno ju? zmar?ych? Ile? to razy zachodzi?em w g?ow?, dlaczego rzadko odwiedzaj? mnie w snach osoby, których utrata boli i które rad bym cz?sto widywa?? Przychodz? natomiast na te spotkania postaci, jakie jedynie gdzie? mign??y w moim ?yciorysie i teoretycznie nie powinienem ich przechowywa? w zakamarkach pami?ci. Wyja?nienie tej kwestii tkwi chyba w?a?nie w owych zakamarkach, nieznanych rejonach naszych zwojów, których funkcjonowanie poj?li?my jedynie w przybli?eniu, je?li bra? pod uwag? fakt, i? du?a cz??? mózgownicy w ogóle nie jest zatrudniona. Czy jednak ca?kowicie leniuchuje, czy te? przechowuje tajemnice najdziwniejszych naszych zachowa? i roje?, stanowi przedziwny sezam, do którego klucza brak, a który uchyla si? kiedy zechce, i wypuszcza wedle w?asnego widzimisi? jakie? nieuporz?dkowane kawa?ki zmys?owego bogactwa.

Nie przywi?zuj? wagi do snów - czytaj nie wierz?, ?e ich interpretacja pozwala przewidzie? jakie? wydarzenia, uciec od przeznacze?, ale si? tak?e ich nie boj?. Zasypiam ch?tnie, zw?aszcza gdy w telewizji kolejne Opole.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki