Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 31 lipca


My?l o wakacjach nie daje spokoju. Wyruszam za cztery dni, chocia? panuj?ce obecnie w Polsce temperatury sugeruj? raczej siedzenie na miejscu, bowiem od greckich niczym si? nie ró?ni?. Bawi? mnie jedynie tryumfalne doniesienia, ?e Ba?tyk ciep?y, czyli 20 stopni. ?adna si?a nie ka?e mi zanurzy? cho?by stopy w takiej wodzie, mimo ?e z cieczami wszelakimi jestem za pan brat.

Przygoda z H2O zacz??a si? w dzieci?stwie. Zacz??a si? notabene powa?nym stresem, bo niemal na moich oczach uton?? w basenie krakowskiego Wawelu m?ody m??czyzna. Obserwowa?em grup? ?mia?ków skacz?cych z trampoliny. Wyczyniali przeró?ne salta, które dla ma?ego bywalca brodzika by?y jak?? kosmiczn? zupe?nie umiej?tno?ci?. No i w ferworze popisów który? z nich uderzy? pod powierzchni? koleg? czy te? mo?e sam zosta? uderzony i nie wyp?yn??. Nieobecno?? nieszcz??nika stwierdzono zbyt pó?no.

Sam opanowa?em pierwsze "pieskowe" ruchy na rzece Rabie, czystej wtedy jak ?za. A pó?niej szkoli?em si? podczas kursów w domu kultury. Jeszcze pó?niej odnotowa?em krótki epizod wyczynowy, dlatego dzisiaj radz? sobie w ka?dym akwenie bez problemów, mam jednak dla ?ywio?u szacunek - wiem, jak jest zdradliwy, niebezpieczny. Wiem ponadto, jakiej pracy wymaga ustanawianie rekordów, tote? z podziwem kibicuj? naszym zawodnikom w Montrealu, mimo i? ogl?danie ich zmaga? skazuje na nocne - ze wzgl?du na ró?nic? czasu - sesje.

K?opoty na linii Mi?sk - Warszawa smuc?, cho? nie dziwi?. Upadaj?cy dyktatorzy ca?ego ?wiata histerycznie dokr?caj? ?rub?, boj?c si? w?asnego cienia, wietrz? spisek na ka?dym kroku, odwracaj? uwag? poddanych od sedna sprawy i doprowadzaj? spiral? szykany do ob??du. ?wier? wieku temu mniej wi?cej, o podobnej letniej porze, koncertowa?em w tamtych rejonach na polskich budowach. Mówi?o si? na to "granie na rurze", poniewa? nasi rodacy pracowali przy ruroci?gu w?a?nie. Czerwony szampan la? si? strumieniami, a borowiki w ?mietanie zapami?tam jak uroczy sen.

Zapami?tam jednak tak?e nocn? podró? z Mi?ska, gdzie dotarli?my kolej? do bazy odleg?ej o 250 km autokarem, który jad?c po nas, straci? przedni? szyb?. Du?a przygoda - ciarki na plecach. Stolica Bia?orusi jawi?a si? miastem szarym i pozbawionym atrakcji, je?li nie liczy? sklepu antykwarycznego, gdzie kupi?em tanio dwa sznury najprawdziwszych korali - le?? gdzie? pewnie jako pami?tka tych przedziwnych peregrynacji.

Umilanie czasu polskim fachowcom by?o zreszt? popularn? form? zarobkowania. Na tej samej zasadzie dawali?my recitale w dawnej NRD, w Lipsku bodaj?e, gdzie przysz?a na ?wiat piosenka "Dla ch?opaków z budowy". Tytu? sugeruje jaki? murarski socrealistyczny panegiryk, tymczasem ca?o?? by?a lirycznym westchnieniem:

"U was jest kiepsko i brak?o z?otej dachówki
pan magazynier zamkn?? wam usta na k?ódki
i tylko wiecha jeszcze si? do was u?miecha
chcecie z t? wiech? chyba do nieba dojecha?".

Tekst pisa?em o zak?ad. Jego adresaci nie chcieli wierzy?, ?e wierszyk na zamówienie na dowolny temat mo?e powsta? w 15 minut. Rozbudzona alkoholem ambicja kaza?a udowodni?, ?e mo?e.

Zaledwie kilka dni temu m?ody warszawski dziennikarz wyzna?, ?e jego redakcyjni koledzy nie znali s?owa "wiecha". My?la?em, ?e bukiet, który zatykaj? w zwie?czeniu konstrukcji dachowej oznaczaj?cy koniec pewnej fazy powstawania budynku oraz pretekst do wypitku - to sprawa ogólnokrajowa. Myli?em si?. A swoj? drog? zaraz po przybyciu do Grecji zapytam, jak z wiech?. I opowiem, ale dopiero na pocz?tku wrze?nia.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki