Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 11 wrze?nia


Moje cotygodniowe zapiski s? jedynie refleksj? dotycz?c? chwil minionych b?d? aktualnych. Nie uprawiam felietonistyki interwencyjnej, nie prowadz? ?adnej okre?lonej, prywatnej polityki. Tote? o nadchodz?cych wyborach wypowiadam si? bezosobowo, nie rzucam nazwisk, nie wymieniam poszczególnych ugrupowa?, mimo oczywistego obywatelskiego zaanga?owania w sprawy, które zadecyduj? o naszych losach w przysz?o?ci.

Poproszony przez jednego z kandydatów na prezydenta o udzia? w honorowym komitecie wyborczym, zgodzi?em si?, ale nie na ?piewanie, pl?sy, pisanie hymnów. Chc? go popiera? bez pos?dzenia, ?e dostaj? za to kas?, bo gdybym zacz?? udziela? si? zawodowo podczas wieców i spotka?, do??czy?bym niechybnie do rzeszy kolegów, dla których kampania to przyzwoita, nie?le p?atna trasa koncertowa. Je?li zajdzie potrzeba, by publicznie umotywowa? sw? sympati?, to sprostam zadaniu bez gitary i czarowania przebojami. Je?li zdo?am w ten sposób uzyska? kilka, na?cie, dziesi?t, a mo?e kilkaset g?osów, to uznam swoj? decyzj? za w?a?ciw?.

Politycy odwo?uj? si? cz?sto do popularnych osób, my?l?c - im bardziej znany, tym wi?kszy t?um przeci?gnie na nasz? stron?. A ja jako? nie umiem wykrzesa? z siebie zaufania do aktora, który dzi? zachwala kandydata na urz?d, wczoraj widzia?em go w reklamie samochodowej, przedwczoraj funduszu ubezpieczeniowego, trzy dni temu jakiego? kleju lub pod?ogi. To facet do wynaj?cia i nic wi?cej.

Mkn? ulicami naszego miasta. Co krok plansza z twarzami przysz?ych parlamentarzystów, senatorów. Doprawdy nie wiem, kto w wielu przypadkach odpowiada za sabota?, bo trudno racjonalnie wyt?umaczy? takie ubiory, miny, pozy, które od razu dzia?aj? na niekorzy?? delikwentów. Oto czwórka - dwie panie i dwóch panów - wszyscy z budz?cymi szacunek tytu?ami naukowymi. Sfotografowano ich jednak tak, ?e wygl?daj? na g??boko upo?ledzonych umys?owo - jak?e wi?c darzy? ich zaufaniem, gdy idzie o przysz?e rz?dy?

Twórcy rysunkowych filmów dla dzieci ju? dawno odkryli prost? prawd?. Je?eli kreujemy bohatera brzydala (nie ka?dy polityk dysponuje warunkami hollywoodzkiego amanta), to wyposa?amy go w zespó? cech budz?cych sympati?. Daleko nie trzeba szuka?. Kosmita z E.T.I. czy np. Shrek. Nasi dzielni przyszli w?adcy z male?kimi wyj?tkami tworz? grup? ludzi antypatycznych. Cienia luzu, u?miechu. Za to zaci?to?? i ponuro?? w obliczach obok hase? zachwalaj?cych niew?tpliwe kwalifikacje i przymioty charakteru. Kto u diab?a w to uwierzy?

Jesie?, do której awersji nigdy nie kry?em, bo nie kocham powolnego wi?dni?cia ogrodu, coraz wcze?niejszych wieczorów, odlotów ptasich, s?owem - symbolicznego przemijania, czaruje jeszcze kolorami, obfito?ci? malin pod p?otem, urod? typowych dla tej pory kwiatów. Ale s?oty, pluchy, mg?y przed nami, a ja jeszcze nie zapewni?em domowi odpowiedniej ilo?ci kominkowych klocków. W ci?g?ym szale?stwie przemieszczania si?, spotka? z publiczno?ci?, ju? si? gubi?, mimo statusu emeryta, bowiem zmagania z ZUS-em zako?czy?em zwyci?sko i uzyska?em nale?ne od lat uprawnienia.

Czy to oznacza ciep?e kapcie? Ale? sk?d. Z wakacji wróci?em 1 wrze?nia. Przez dziesi?? dni zd??y?em by? w P?ocku, Wroc?awiu, Andrychowie, w Emilianowie ko?o Kalisza, tak?e w pi?knie odrestaurowanym forcie Krzes?awice, gdzie impreza pod go?ym niebem uda?a si? wybornie. Czy narzekam na taki stan rzeczy? To by?aby zwyczajna arogancja. W kraju bezrobocia nadmiar pracy darz? szacunkiem i wdzi?czno?ci?. Zw?aszcza ?e mój zawód nie trwa wiecznie i nie daje ?adnej gwarancji d?ugiego bycia wzi?tym. Dzisiaj mówi? - bycia na topie. I dlatego ci z topu siedz? w domu.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki