Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 24 wrze?nia


Czy sto lat temu kto? móg? przewidzie?, ?e niewinna sportowa zabawa panów w krótkich spodenkach, którzy biegali po B?oniach za jakim? szmacianym czy sznurowanym kulistym przedmiotem, usi?uj?c skierowa? go do zbitej z trzech kawa?ków drewna bramki, ?e ta zabawa przerodzi si? w przemys?, któremu na imi? football? Czy przed wiekiem ci odziani w pasiaste b?d? g?adkie koszulki z gwiazdami na piersiach, lwami lub or?ami, przywi?zani do owych barw i symboli na dobre i na z?e, mogli zak?ada?, ?e ich miejsce zajmie armia zaci??nych zawodowców, ludzi do wynaj?cia, gotowych broni? ka?dej obcej sprawy za grube pieni?dze? Czy w Roku Pa?skim 1906, gdy powo?ywano do ?ycia rywalizuj?ce ze sob? po dzi? dzie? kluby Cracovi? i Wis??, chodzi? po ziemi taki jasnowidz, który wiedzia?, ?e wspomniana rywalizacja przybierze na trybunach form? wynaturzonego wandalizmu i ?e obro?nie szowinizmem, brakiem tolerancji, ch?ci? wygrania za wszelk? cen? w huku obrzydliwych okrzyków?

Pytany przed kamerami o sytuacj? Wis?y, której kibicuj? od lat, w roku jej jubileuszu odpowiadam, ?e gdyby t? okr?g?? rocznic? obchodzi?y na przyk?ad: Górnik Zabrze, Legia Warszawa czy Arka Gdynia, mia?yby ten sam problem. Kondycja pierwszoligowych dru?yn jest bowiem taka, jak kondycja ca?ej polskiej pi?ki no?nej, a ta z kolei mizerna, jak ca?a reszta przejawów naszej wspó?czesno?ci. Czy my, pytam, mamy mocn? gospodark?, o?wiat?, s?u?b? zdrowia? Czy wyró?niamy si? na ?wiatowym rynku show-biznesu? O elitach politycznych nie wspomn?. Sk?d wi?c, u diab?a, mniemanie, ?e na zielonej murawie nagle zab?y?niemy? W tej dziedzinie zostali?my w tyle za reszt? globu wiele lat temu i obcokrajowcy na trenerskich sto?kach kwestii nie rozwi???.

Trzeba budowa? od podstaw w?a?ciwe szkolenie m?odzie?y, trzeba zainwestowa? w profesjonalne obiekty i kto wie, czy nie najwa?niejsze - pozby? si? sitwy darmozjadów osadzonych we w?adzach i ?yj?cych luksusowo za rozdawan? sobie kas?. Nazwisko pana Listkiewicza wi??e si? z powy?szymi uwagami i sentymentu do jegomo?cia nie mam nijakiego. Jednak zak?ady bukmacherskie na temat, czy prezes PZPN wyl?duje w kryminale jeszcze w tym roku, czy te? pozostanie na wolno?ci budz? moj? odraz? wobec pomys?odawców. Ch?? nabijania kabzy eliminuje wszelkie skrupu?y i wszelk? przyzwoito??. To tak jakby przedmiotem gry hazardowej uczyni? wybitnych, s?dziwych i schorowanych rodaków i obstawia?, czy do?yj? sylwestra!

Fanom podobnych emocji proponuj? nast?puj?c? rozrywk?. Wybieramy id?c? przez Rynek staruszk? z lask? i wrzucamy do puli pod tytu?em - przewróci si? za 50 metrów lub do drugiej - ?e tego nie zrobi. Obrzydliwe, naganne i je?li pozostanie bez reakcji - to kolejny dowód naszego zdziczenia.

A na Rynku tymczasem lekarze, piel?gniarki, arty?ci i pacjenci zgromadzeni tutaj z okazji Dnia Serca. Próbuj?cy równocze?nie g?osi? wszem i wobec, i? taki dzie? to tylko symbol, ?e podstawow? dba?o?? o przys?owiow? pompk? powinni?my wykazywa? przez ca?e ?ycie. To s? truizmy, ale choroba uk?adu kr??enia nie boli. A je?li zaczyna bole?, to cz?sto jest ju? za pó?no. My?licie, ?e si? m?drz? i sam nie unikn??em b??dów? Nic podobnego. Kiedy dobrze ju? po czterdziestce wykona?em pierwszy raz pomiar cholesterolu we krwi, znajomy internista z?apa? si? za g?ow?. Dwukrotnie pobi?em dopuszczaln? norm?. Zacz??em wi?c pilnowa? diety, chocia? to rzecz trudna, bo wymagaj?ca od ?asucha sporych wyrzecze?. Szczególnie podczas wakacji pope?niam wiele wykrocze?, poch?aniaj?c owoce morza. Trudno uwierzy?, ?e bialutkie, pozbawione t?uszczu mi?so krewetek, homarów, o?miornic, kalmarów - to prawdziwa bomba szkodliwych sk?adników. Kiedy pyta?em wdów nie?yj?cych kolegów - mowa o tych zmar?ych na zawa?y lub wylewy - czy robili sobie lipidogram (pomiar z?ego cholesterolu), odpowiada?y, ?e nie, bo nic im nie dolega?o. Najci??szy z b??dów, jakie pope?niamy. Zatem dajmy si? czasem uk?u?, je?li marzymy o jubileuszu, takim jak Wis?y czy Cracovii. I zanu?my stary przebój Dunajewskiego z filmu "?wiat si? ?mieje": Serce to najpi?kniejsze s?owo ?wiata.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki