Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 13 maja


Popularno?? Krakowa, koniunktura i moda na to miasto raduj?, ale te? trwo??. Gwarantuj? z jednej strony inwazj? turystów z ca?ego ?wiata, zatem teoretycznie dynamiczny rozwój oparty o konkretne wp?ywy finansowe, z drugiej za? ka?? wkrótce mieszka? w jednym z najdro?szych! miejsc tego globu, w tumulcie i gwarze, w tempie charakterystycznym dla wielkich metropolii. Ju? teraz trudno znale?? w pogodne dni wolne krzes?o w którym? z ogródków w Rynku G?ównym -zape?niaj? je przede wszystkim Anglicy, racz?cy si? obficie wci?? niewiarygodnie tanim dla nich alkoholem. Pod legendarne okno papieskie na Franciszka?sk? ci?gn? rzesze nie tylko katolików, by zrobi? pami?tkow? fotk?. A mnie wci?? pytaj? o to, co znaczy by? krakowianinem, jak oceniam promocj? podwawelskiego grodu, rozmach uroczysto?ci zwi?zanych z 750-leciem lokacji itp. I wci?? uparcie podkre?lam, ?e fakt urodzenia tu, a nie gdzie? indziej, to tylko metrykalny wpis, adnotacja w dowodzie osobistym. To nie automatycznie nadany artystyczny patent, to nie przydzia?owa muza fruwaj?ca nad g?ow? i podszeptuj?ca nowe metafory. Przecie? pi?kne pie?ni, wspania?e powie?ci, niewiarygodne p?ótna powstaj? tak?e w nieciekawym otoczeniu, w murach pozbawionych architektonicznego pi?kna, bez uniwersyteckiego zaplecza.
To prawda, mi?o obcuje si? z nietkni?tymi przez dziejowe kataklizmy zabytkami, ze ?wiadomo?ci? historycznego spadku, ale nigdy z tego powodu nie pomy?la?em, ?e jestem kim? lepszym, wra?liwszym, bogatszym wewn?trznie ni? moi rodacy ze stolicy, Gda?ska, Lublina czy Zielonej Góry.
Imprezy rocznicowe b?d? takie, na jakie dzi? w obecnym momencie nas sta?. I szczerze mówi?c, zamieni?bym wszystkie koncerty, wystawy, sympozja, pami?tkowe tablice i pomniki na równ? nawierzchni? krakowskich ulic, na wi?cej wyremontowanych kamienic i odnowionych fasad, na ziele?, której wci?? za ma?o. Wiele bym da? za to, by tak?e s?dziwy, bo 80-letni jubilat, czyli Radio Kraków zaj?? na ogólnopolskiej antenie pozycj?, jaka ze wzgl?du na twórcz? potencj? aglomeracji s?usznie mu si? nale?y.
Wiele bym dal, by telewizja na Krzemionkach uzyska?a cho? tak? autonomi?, jak? mia?a za tzw. komuny. O paradoksie - przecie? w czasach, gdy wci?? utyskiwano na centralizacj? w?adzy i ca?kowite uzale?nienie od przys?owiowej góry, w czasach szalej?cej cenzury, powstawa?y tutaj fantastyczne spektakle teatralne z epokowymi kreacjami, publicystyk? kulturaln? na najwy?szym poziomie mo?na by?o obdzieli? kilka stacji, nie wspomn? o rozrywce. Dzisiaj wszystko to nale?y do chlubnej przesz?o?ci, a rzeczywisto?? ka?e ?ebra? pod drzwiami warszawskich gabinetów o ka?d? z?otówk?, ka?d? pozytywn? decyzj?. Czy wiecie, i? gdy potrzebuj? do autorskiego cyklu materia?u znajduj?cego si? w sto?ecznym archiwum, to nasz o?rodek musi za? zap?aci?, mimo ?e jeste?my jedn? pono? instytucj??!
Wiele bym da?, chocia? to ju? nale?y do sfery sennych uroje?, by Kraków od??czy? od reszty kraju wzorem Andory, San Marino czy Liechtensteinu. Taka republika z wolnoc?ow? stref?, ?yj?ca z przyjezdnych i produkcji znaczków pocztowych, otoczona granic? i strze?ona przez przej?cia, gdzie pobierano by myto od nie zameldowanych w cieniu Sukiennic. Po prostu bajka. Kiedy wyartyku?owa?em powy?sze marzenia, jedz?c obiad w zakopia?skiej Halamie w towarzystwie Aliny Janowskiej, powiedzia?a, ?e jestem wstr?tnym szowinist?, a pó?niej oskar?y?a o wyjedzenie ca?ego makaronu z poka?nej wazy na zup?. Czyni?a to rzecz jasna ?artem, ale skarga do kelnerki: "Wy?ar? mi wszystkie kluski" brzmia?a niby odwet.
Wiele bym da?, ?eby moje rodzinne miasto nie straci?o prowincjonalnego charakteru, bez wzgl?du na opini? zwolenników rozmachu i przyspieszenia. Niech zachowa tytu?omani? i sta?e pory spotka? przy kawie b?d? herbacie, niech nie spieszy si?, by ze wszelk? cen? na?ladowa? wi?kszych, zamo?niejszych, bardziej pr??nych. Niech nosi znamiona skansenu, w którym sens nie jest zjedzonym przez korniki meblem.
Na pytanie, co znaczy by? krakusem, nie umiem odpowiedzie?. Bo pewnie nie znaczy nic. Wiem jedno - kiedy zapowiadaj? mnie na rozmaitych, estradowych imprezach mówi?: a teraz wyst?pi Andrzej Sikorowski z Krakowa. I do dzi? nie mam poj?cia, czemu nie anonsuj? Maryli Rodowicz z Warszawy czy Liroya z Kielc.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki