Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 19 sierpnia


Koniec wakacji oznacza powrót do codzienno?ci, ca?kowit? zmian? nastroju i nie dlatego, ?e trzeba wykonywa? jakie? obowi?zki, bowiem na swoj? robot? nigdy nie narzeka?em. Estradowcy u?alaj? si? najwy?ej na jej brak. Znacznie gorsza jest konieczno?? brania udzia?u w tym, co g?upie, rozpasane, chamskie, w tym, co atakuje z gazet, radia, telewizji. O polityce i ludziach, którzy j? uprawiaj?, nie b?d? pisa?, bowiem osi?gn?li dno i jakikolwiek komentarz by?by brudzeniem sobie r?k. Chc? natomiast odnie?? si? do degrengolady, jaka dotyczy mojego podwórka. Dzieje si? ?le za spraw? wszechobecnej komercji, która niemal ca?kowicie wypar?a wszystko, co zmusza do najmniejszego cho?by wysi?ku umys?owego. Kiedy prawie 40 lat temu zaczyna?em swoj? przygod? artystyczn?, rz?dzi?a komuna, szala?a cenzura, ale przecie? powstawa?y pi?kne i m?dre pie?ni, epokowe programy kabaretowe (Starsi Panowie, Salon Niezale?nych). Nawet premiery opolskie dostarcza?y ciekawych nowo?ci. Ekran telewizyjny nie by? zarezerwowany wy??cznie dla panienek i ch?optasiów fikaj?cych nogami w kolejnym turnieju tanecznym, programy typu talk show prezentowa?y rozmowy z przedstawicielami intelektualnych elit i przez intelektualistów, a nie b?aznów by?y prowadzone. Ja wiem, ?e od tamtych czasów zmieni? si? ?wiat, obowi?zuj? inne mody, innymi metodami robi si? show-biznes, kr??? w nim coraz wi?ksze pieni?dze. Jestem równie? pogodzony z pokoleniow? zmian? warty, jaka si? dokona?a. Przecie? odpowiedzialnymi za budowanie repertuaru, za to, co us?yszymy czy zobaczymy, s? ludzie w wieku mojej córki. Problem w tym jedynie, ?e Maja orientuj?ca si? doskonale we wszystkich nowinkach, równie dobrze kojarzy i darzy sentymentem rzeczy starsze, ale przecie? niezwykle istotne. Dziennikarska m?odzie? zachowuje si? tak, jakby muzyka rozrywkowa powsta?a wtedy, kiedy oni zacz?li jej s?ucha?, jakby wcze?niej nie by?o nic, jakby nazwiska Demarczyk, Grechuty, Pro?ko nale?a?y do grona postaci bajkowych i diabli wiedz?, czym si? tam w przesz?o?ci zajmuj?cych. Nie darmo m?odzik w jednej z prowincjonalnych rozg?o?ni pytaj?cy mnie o artystów krakowskich zaliczy? Jana Kantego Pawlu?kiewicza do... tek?ciarzy. Z zaistnia?? sytuacj? estradowi wyjadacze, czyli moi rówie?nicy, radz? sobie ró?nie. Najwybitniejsi robi? swoje, wci?? wzbudzaj? aplauz za talent i profesjonalizm najwy?szej próby, nagrywaj? kolejne p?yty maj?c w g??bokim powa?aniu nieopierzonych krytyków, którzy natychmiast postawi? zarzut, ?e to nic nowego. Joe Cocker od lat robi to samo i ja go b?agam, ?eby kolejne p?yty nie przynios?y niczego nowego! Gorzej, je?li zagro?eni na swoich pozycjach wykonawcy próbuj? ho?dowa? tanim gustom, porzucaj? wszelkie ambicje, by wzbudzi? poklask, rozko?ysa? widowni?. Za?enowany patrzy?em na swoich równo-latków, dobrych notabene kolegów, którzy podczas kabaretonu opolskiego nieudolnie ?piewali na melodi? latynoskiego przeboju "o j?derkach J?drka Leppera". Tu? po nich ?wietna aktorka jakby utraciwszy ?wiadomo?? prze?ytych na tym ?ez padole lat (chocia? kobietom wieku pono? si? nie liczy) zanuci?a propozycj?, by j? zlustrowa? w rozkroku. Nie u?ywam nazwisk nie ze strachu przed ich zemst?, po prostu wyznaj? zasad?, ?e chodzi o pi?tnowanie szkodliwego zjawiska, a nie konkretnych osób. Nie wymieni? wi?c tak?e imienia i nazwiska weso?ego jegomo?cia, z którym los zetkn?? mnie dawno temu na jakiej? studenckiej gie?dzie piosenki. To by? jego udany zreszt? debiut. Potem przysz?y lata t?uste, du?a popularno??, wreszcie powolne przygasanie. I nagle dowiaduj? si? z czo?owego tygodnika, ?e artysta jest... dyskryminowany! ?e si? go nie zaprasza, i w ogóle wszystko doko?a posiada znamiona zorganizowanej nagonki. Z?apa?em si? za g?ow?. Je?li po w??czeniu dowolnej stacji radiowej nie s?ysz? w?asnych piosenek, powinienem uzna? natychmiast, ?e to skandaliczna, zorganizowana akcja usuni?cia mnie z grona ?piewaj?cych, próba zaszczucia i skazania na niebyt. A ja jad? do Ustronia, jak w ostatni? sobot?, a tam w amfiteatrze t?um. Ten t?um si? na nikogo nie uwzi??, na nikogo nie obrazi?. Trzeba jedynie umie? do niego dotrze?. I zachowywa? twarz, bo t?um potrafi to doceni?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki