Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 wrze?nia


Nie umiem je?dzi? na nartach. Powodów tej indolencji szukam gdzie? w dzieci?stwie, które nie zna?o zimowych wyjazdów w góry, a trudno przecie? by?o szusowa? po B?oniach czy alejkach w parku Jordana. Pó?niej na przeszkodzie stan??o zwyk?e lenistwo, a mo?e równie? strach przed kontuzj?, jaka niechybnie wyeliminowa?aby mnie z estradowych szeregów - skaza?a tak?e na bezrobocie grono wspó?pracowników. Ale z prawdziw? zazdro?ci? ogl?dam popisy mistrzów bia?ego szale?stwa tej niew?tpliwej elity sportów zimowych. Na dodatek to bardzo cz?sto w ogóle elita spo?eczna.
A?usia Bachled? podziwia?em, gdy szala? mi?dzy slalomowymi tyczkami i trzyma?em kciuki za jedynego w tym gronie licz?cego si? rodaka. Potem w ?lady starszego brata poszed? Jasiek Bachleda jakby na dowód, ?e pod Tatrami tak? sk?onno?? wysysa si? z mlekiem matki. Kiedy pozna?em osobi?cie swojego imiennika, ju? mieszka? we francuskich Alpach otoczony spor? rodzin? w domu, w którego okna zagl?da Mont Blanc. T? trwaj?c? wiele lat za?y?o?? cementuje niew?tpliwie wiele czynników. My?l?, ?e podobny rodzaj wra?liwo?ci na s?owo, muzyk?, obraz, podobny pogl?d na szale?stwo wspó?czesno?ci, te same nieraz wydeptane ?cie?ki, wspólne grono bliskich osób. Jest J?drek bowiem szkolnym kumplem m??a mojej siostry, jest te? bywalcem moich rodzinnych stron. Przecie? o?eni? si? z Maj? Ronikierówn? (jak ona pi?knie maluje na szkle) - prawie s?siadk?. Sportowiec, architekt, w ko?cu, o czym ma?o kto wie, muzykant, bo nie umiem innym okre?leniem nazwa? go?cia zasiadaj?cego ni st?d ni zow?d do pianina i graj?cego tak od siebie, bez wysi?ku charakterystycznego dla wyedukowanych ci??kim trudem beztalenci.
Czemu to wszystko pisz?? Przyczyna jest prosta. Otó? syn A?usia, tak?e J?drek (epidemia jaka? czy co?) W naturalny sposób odziedziczy? po antenatach wiele umiej?tno?ci. Narciarz z mi?dzynarodowymi sukcesami z?apa? kiedy? za gitar? i ju? jej z r?k nie wypu?ci?. ?wiczy? uparcie i wytrwale, cz?sto w wyczynowych ci??kich butach tu? po treningu. Do takich wie?ci zawsze podchodz? z rezerw? i pewnym niepokojem - wypracowanie technicznej bieg?o?ci to nie wszystko, najwa?niejsze to, co si? chce za pomoc? sprawnych paluchów zaprezentowa?. Ale wkrótce us?ysza?em m?odzika gdzie? podczas prywatnej imprezy. Zagra?, za?piewa? - pomy?la?em dobre. Zapyta?em o autora, którym okaza? si? sam delikwent. Z tej pasji wy?oni?a si? muzyka, jak? Bachleda junior przywióz? z Francji do Krakowa. Zaprezentowa? j? w jednym z rozlicznych piwnicznych miejsc i wyznam szczerze, dawno nie czu?em si? tak przytulnie, tak swojsko, tak normalnie. Przywióz? czterech instrumentalistów (organy hammonda, tr?bka, gitara, perkusja) i wykona? interesuj?c? mieszanin? ró?nych pomys?ów z tym pomys?em najwa?niejszym - na samego siebie.
A to ko?ysa?a nas swingowa ko?yska, a to pojawia?a si? jazzowa improwizacja. Popowa ballada dotyka?a latynoskich klimatów. Lider ?piewa po angielsku, po francusku, ale ma w repertuarze teksty polskie, tak?e hiszpa?skie mo?e za spraw? ma??onki z tego ostatniego kraju. Fajne, klubowe, radosne, relaksuj?ce granie, u?miechni?te jak jego twórca, któremu ?ycz? sukcesów. Pozostaje jedynie problem prze?amania pewnej bariery medialnej - jednym s?owem u?wiadomienie "fachowcom", ?e w narodzie jest potrzeba s?uchania czego? innego ni? popisy dy?urnych panienek.
W?a?nie dowiaduj? si?, ?e proponuj? ?onie Ma?ysza miejsce na li?cie wyborczej. Nie ma dla mnie znaczenia, kto jest tak s?aby i zdesperowany, ?e musi ucieka? si? do kuriozalnych posuni??. A kota czy psa Ma?yszowie czasami nie maj?? Te? by si? nada?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki