Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 3 lutego


Wla?nie poproszono mnie o wytypowanie 20 najwa?niejszych w mojej opinii polskich piosenek. Masz babo placek. Jaki klucz w tym doborze zastosowa?, jak przejrze? pami??, w której zapad?y setki je?U nie tysi?ce utworów? Jak wreszcie nie pope?ni? gafy faworyzuj?c co?, zapominaj?c o innym? Czy i?? tropem szlagierów? Wszak to fa?szywy trop - cz?sto hitami by?y kity - rzeczy chwytliwe, ale ma?o warto?ciowe. Do dzisiaj prze?laduje mnie napisana 30 lat temu w Atenach ?Bardzo smutna piosenka retro". Sp?dza?em wtedy pierwsze greckie wakacje. Najpierw zaliczy?em obowi?zkowe turystyczne atrakcje. Wspinaczka na Akropol w piekielnym upale na zawsze wzbudzi?a awersj? do wszelakich ruin. Pla?owa?em zatem, a wieczorami przegl?da?em, a ?ci?lej rzecz bior?c, przes?uchiwa?em p?ytotek? szwagra. Nie wiem dlaczego szczególn? nami?tno?ci? zapa?a?em do czarnego kr??ka ze starymi przedwojennymi nagraniami Hanki Ordonówny. By?o w tych szmoncesach co? urokliwego mimo literackiej mia?ko?ci - pcha?y si? do ucha i kaza?y nuci? na okr?g?o. Wkrótce przela?em na kartk? papieru rymowank?, w której zwrot ?kap, kap, p?yn? ?zy" mia? by? kwintesencj? bana?u, ca?o?? za? zapragn??em wystylizowa? na niegdysiejsz? tanioch?. I co? Ano wkrótce wspomniany szlagwort mo?na by?o us?ysze?
na wszystkich dansingach. Stworzy?em zatem przebój mimo braku premedytacji w tej kwestii. Wci?? uwa?am, ?e nikt siadaj?cy nad notesem z d?ugopisem czy piórem w d?oni, nikt przy fortepianowej klawiaturze nie potrafi powiedzie?: A teraz napisz? co?, co na d?ugo zostanie w masowym obiegu. Jedno jest pewne, bez wzgl?du na to, co nam si? urodzi - bez pomocy mediów pozostanie w cieniu. Dlatego z pob?a?liwym u?miechem czjftam wynurzenia zatroskanego stanem rodzimej twórczo?ci krytyka. Bo nie zgadzam si? z tez?, ?e bryndza w tej dziedzinie kompletna. Piosenki m?dre, pi?kne, melodyjne wci?? powstaj? - one jedynie nie docieraj? do odbiorców. Dlaczego? O to ju? trzeba sp)^a? redaktorów muzycznych traktuj?cych miliony Polaków jak idiotów pozbawionych gustu i smaku. Krytyk ubolewa, ?e ostatnia p?yta Seweryna Krajewskiego przesz?a bez echa. Ale czy kto?, do licha, da? nam szans? zapoznania si? z jej zawarto?ci?? W?os si? je?y na g?owie, kiedy pomy?l?, ?e takie arcydzie?a jak Ewy Demarczyk ?Tomaszów", jak Skaldów ?Ca?a jeste? w skowronkach", jak Marka Grechuty ?Korowód" uznano by dzi? za nudne, zbyt poetyckie, nietrafiaj?ce w target, ?e ju? na wst?pie przegra?yby rywalizacj? z landrynkow? panienk? czy ch?opaczkiem prosto z solarium. Wylansowany przebój oznacza dla autorów pieni?dze, i to niema?e. Czemu
wi?c oddawa? je fachowcom, je?li mo?na samemu kleci? ?jy-le jakie rymy i z pomoc? myszki skleja? gotowe muzyczne fragmenty. Wystarczy tylko ca?o?? pola? jakim? modnym sosem. Wtedy ?recenzenci" ca?? rzecz dot)rze oceni?.
Par? tygodni temu wyl?dowa?em pó?nym wieczorem na jakiej? firmowej pota?cówce. Mia?em stanowi? artystyczn? niespodziank? dla sporej gromady podchmielonych m?odych ludzi. Zorientowawszy si? w sytuacji, szepn??em koledze gitarzy?cie, ?e wykonam wy??cznie szybkie i dynamiczne numery. Mia?em racj? - od pierwszych taktów ruszyli w tany. Ale przecie? wytrwa?em do ko?cowego gwizdka, a gdy opuszcza?em miejsce wydarzenia, pal?ca na zewn?trz papierosa m?oda panienka rzuci?a tonem prawdziwej aprobaty i uznania: zajebista muza! I co ja teraz mam wybra? dla niej, a co dla siebie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki