Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 listopada


NIEDZIELA, 16 LISTOPADA Toaleta na lotnisku w Monachium. Myj? r?ce i gapi? si? w ogromne lustro zajmuj?ce ca?? ?cian?. Nagle dostrzegam znajom? twarz. To prezydent Aleksander Kwa?niewski podchodzi do stanowiska obok. Mówi, ?e w takim razie wspólnie przygotujemy si? do powitalnych u?cisków d?oni. A potem zamieniamy par? s?ów. Okazuje si?, ?e on wraca do Warszawy, wypytuje o moj? podró?, a gdy oznajmiam, ?e w?a?nie przylecia?em z Pekinu, pyta o wra?enia i wyg?asza sentencj?, w której brzmi niezachwiana pewno??: ?To wkrótce b?dzie centrum ?wiata". I trudno mi si? z powy?sz? opini? nie zgodzi? po kilkunastu dniach sp?dzonych w Pa?stwie ?rodka.
Szybko??, dynamika, z jak? Chi?czycy pr? do przodu po sukces, po pieni?dze, po nowe miejsca na ziemi maj? w sobie co? przera?aj?cego. Determinacja, z któr? pracuj?, ucz? si? jest dla bia?ej rasy nie do zaakceptowania. My musimy mie? czas na imponderabilia, wypoczynek, ciep?e kraje, przyjemno?ci, oni potrafi? krz?ta? si? na okr?g?o bez wytchnienia, by osi?gn?? upatrzony cel. Adam Bralczyk - sinolog z ambasady RP powiedzia? mi tak: ?S?uchaj tu jest taki wy?cig szczurów, taka walka o byt, ?e najbardziej operatywny, najsprytniejszy, najlepiej przygotowany m?ody biznesmen znad Wis?y usiad?by na peki?skim chodniku i zap?aka? w g?os z bezradno?ci". I jeszcze przekonanie, które dodaje skrzyde? - jest nas prawie pó?tora miliarda, a wi?c co czwarty cz?owiek na kuli ziemskiej to nasz rodak. Owa ?wiadomo?? niemal ka?e by? nacjonalist? i szowinist?, ale dalibóg nie wiem, jak my, Polacy, my?leliby?my b?d?c na ich miejscu.
Stolica Chin robi wra?enie przez wielko?? i rozmach, przez doskona?e jako?ciowo arterie komunikacyjne, nowoczesn?, bajecznie o?wietlon? wieczorami i nocn? por? architektur?, ilo?? luksusowych samochodów. Ale charakteru to miasto nie posiada. Taka gigantyczna Nowa Huta z mnóstwem drapaczy chmur, hotelami z najwy?szej pó?ki i wszechobecnym rojem ludzi na ka?dym kroku. Zabytki rozczarowuj? ca?kowicie. Zakazane Miasto, czyli budowany od wieków, s?u??cy ró?nym dynastiom cesarski kompleks pa?acowy, pachnie ?wie?ym lakierem i politur?, jak wszystko zreszt?, co pono? stare. W kraju partyjnej dyktatury, gdzie Mao wci?? na portretach, nie wypada przyzna? si? przed ?wiatem, ?e jeszcze nie tak dawno psychopatyczny przywódca kaza? zburzy? relikty przesz?o?ci, w barbarzy?ski sposób zniszczy? bezcenne skarby. Dzisiaj ?atwo napisa?: odnowiono po po?arze w XIX wieku, po wojnach kolonialnych itp.
Nowoczesny Pekin wypiera hutongi, czyli dzielnice o parterowej zabudowie z pl?tanin? w?skich uliczek, po których poruszaj? si? rowery i riksze. Wielogodzinna w?ócz?ga po nich u?wiadamia, ?e s? skansenem, który wkrótce przestanie istnie?. Ale jeszcze trwa na bazarach, gdzie ilo?? mi?s, owoców, warzyw i darów morza przyprawia o zawrót g?owy, w knajpkach, gdzie jada si? wszystko co p?ywa, lata Lub chodzi, na prowincji, gdzie bieda piszczy. Jadam pa?eczkami, bo by? mo?e i one wkrótce przegraj? z no?em i widelcem. A mo?e wygraj??



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki