Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 maja


Sympatyczna okazja poznania kogo? z wielkiego filmowego ?wiata. To syn legendarnej W?oszki Sofii Loren i Carla Pontiego, s?dziwego ju? bardzo producenta. Eduardo Ponti jest m?odym, szczup?ym, wysokim (zdaniem mojej ?ony przystojnym), wyluzowanym i pozbawionym pozy go?ciem. U?miecha si? cz?sto, a jego bezpo?rednio?? sprawia, ?e mam wra?enie, i? jeste?my starymi znajomymi. Gadamy o podró?ach samolotowych, których nie znosi, podobnie jak ja, o jedzeniu, o kinie, o Krakowie i podobie?stwie naszego miasta do miast w?oskich, tak?e o muzyce. Opowiadamy dowcipy i anegdoty.

M?ody Ponti z?ama? niedawno r?k?, wi?c nosi j? zagipsowan? na temblaku. Przytacza tak? historyjk?. Jedzie autostrad? w Kalifornii, bo tam mieszka i próbuje rozpoczyna? karier? filmowego re?ysera. Unieruchomiona r?ka nie przeszkadza w prowadzeniu samochodu z automatyczn? skrzyni? biegów. Nagle pojazd przed nim traci przyczepno?? i zaczyna "ta?czy?" na drodze. Niefortunne hamowanie powoduje, ?e Eduardo te? wpada w po?lizg. Ko?czy si? ten epizod st?uczk?. Patrol policji nadje?d?a natychmiast, a pierwsze s?owa umundurowanego brzmi?: do cholery, kiedy zd??y?e? za?o?y? ten gips?

W ?rod? jedziemy do ?odzi, by tu zrobi? sesj? fotograficzn? przed premier? p?yty. Potrzebne s? zdj?cia do plakatu, reklamówek itd. Có? to za nudna i niewdzi?czna robota! Podziwiam zawodowych modeli za to, ?e potrafi? godzinami udawa? kogo?, kim nie s?, na zawo?anie robi? odpowiednie miny, przybiera? w?a?ciwe pozy, spogl?da? w ??danym kierunku. Do tego jeszcze m?cz?ce o?wietlenie, upa?, makija?, który uwiera jak maska. Okropno??! I jeszcze ?wiadomo??, ?e efekt ?mudnej roboty b?dzie widoczny dopiero po jakim? czasie po wywo?aniu negatywu, zrobieniu odbitek, a fotografowany obiekt stwierdzi z niesmakiem, ?e przecie? wcale tak nie wygl?da.

Lubi? szybki rezultat tego, w co si? anga?uj?, wi?c ?ywy kontakt z publiczno?ci?. Tak? okazj? mam w czwartek. Bior? udzia? w "sk?adance" bardzo krakowskiej. Cisn? si? wspomnienia. Bo gdy s?ysz? Leszka D?ugosza, to nie mog? nie pami?ta?, jak gra?em w jego zespole na mandolinie, nie zapomn? pi?knych recitali w warszawskiej Starej Prochowni, nie zapomn? naszego przera?enia, gdy z okien hotelu "Forum" patrzyli?my na rozerwan? wybuchem "Rotund?" dos?ownie w kilka sekund. Nie zapomn?, jak w Lublinie da?y nam w ko?? styczniowe mrozy. Orbisowsk? "Uni?" przewiewa?o na wylot, a w pokojach panowa? taki zi?b, ?e siedzieli?my w wannach, uzupe?niaj?c co jaki? czas gor?c? wod?.

Kiedy s?ysz? Ank? Sza?apak, to mam przed oczyma kolejowy przedzia? i podró? do Moskwy. To by?y lata 70., jechali?my tam ze studenckimi wyst?pami. Ania ta?czy?a wtedy w "S?owiankach". Wi?c siedzimy we wspomnianym przedziale, gramy na gitarach i ?piewamy. To by?a chyba piosenka Joan Baez. Dziwna jest ludzka pami?? i dziwne rzeczy rejestruje na zawsze. W mojej zachowa?a si?... futrzana czapka Ani z trapersk? kitk?, czemu akurat zimowe nakrycie g?owy?

W pi?tek ?piewamy na juwenaliach we Wroc?awiu. Wyspa S?odowa oblana Odr? jest gotow? scenografi?. A rzeka snuje si? leniwie i tylko ?lady na murach kamienic pokazuj?, co potrafi?a zrobi? ubieg?ego roku.

S?uchanie radia umila podró?e, ale cz?sto powoduje irytacje. Nagminnie panuj?ca nonszalancja prezenterów dra?ni mnie i boli. W tym wypadku chodzi o brak szacunku dla autorów.

Otó? lansuj? now? piosenk? "Elektrycznych Gitar". To piosenka Jacka Kleyffa, wspó?twórcy legendarnego "Salonu Niezale?nych". Piosenka cudownie ?mieszna, pisana tym jedynym, niepowtarzalnym Jackowym rymem, historyjka o aktorach, którzy jad? do pracy do filmowego studia w ?odzi (znowu ta ?ód?). Weso?kowaty radiowiec zapowiada wi?c nowy przebój Kuby Sienkiewicza (lider wspomnianych "Elektrycznych Gitar") i jemu wi?kszo?? s?uchaczy przypisze autorstwo utworu. Chyba ?e prezenter sam nie wie, czyje co jest?

Wis?a wygra?a wa?ny mecz z Poloni? Warszawa. Gdy w pewnym momencie kibice zacz?li skandowa?: "S?dzia... (tu pada okre?lenie wa?nego m?skiego organu)", siedz?cy za mn? profesor Józef Lipiec powiedzia?: Zdaje si?, ?e publiczno?? przesz?a z arbitrem na ty.
Od redakcji: Nie liczymy!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki