Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 8 listopada


?ycie estradowca, to podró?. Czas sp?dzony przed mikrofonem jest zaledwie u?amkiem tego zmarnotrawionego w samochodzie, hotelu, lepszych czy gorszych knajpach. Owo marnotrawstwo staram si? nadrabia? czytaniem. Oczywi?cie pozostaje jeszcze aspekt turystyczny, którego wielu mi zazdro?ci, nigdy nie by?em tu czy tam, s?ysz?, a ty tyle razy. Ale przecie? cz?sto przybywam do pi?knego miasta pó?n? por?, by nast?pnego dnia o ?wicie ruszy? dalej. Gdzie tu szansa na zwiedzanie i mo?liwo?? zachwytów? Tak czy siak, ?artuj? nieraz, ?e za?piewa?em wsz?dzie gdzie ?yje wi?cej ni? 10 tys. rodaków. Ostatnio ponios?o mnie w okolice Rawy Mazowieckiej. Trasa wiod?a przez tzw. Polsk? B, czyli bocznymi drogami z jakich korzysta si? rzadko. I prze?y?em szok, u?wiadamiaj?c sobie, ?e zmiany, które zachodz? w du?ych o?rodkach, maj? si? nijak do prowincji, z ca?ym szacunkiem dla tego s?owa. Wszak podkre?lam przy ka?dej okazji, ?e jestem prowincjuszem i taki stan rzeczy bardzo mi odpowiada. Ale na Boga, ta prowincja ogl?dana w pi?tek z okna automobilu nale?y do innej epoki. To ca?e obszary szarych skupisk ludzkich, parterowych zaniedbanych cha?up, barów przydro?nych rodem z filmów Barei, nieo?wietlonych ci?gników i rowerzystów na szosach, o których nawierzchni nie wspomn?, bo jej nie posiadaj?. Tu g?upiej? wszystkie nawigacje satelitarne i tylko instynkt wypracowany przez lata pozwala dotrze? do celu. Na nieszcz??cie zaliczam jeszcze st?uczk?, gdy m?odzieniec próbuje wyprzedzi? mnie na skrzy?owaniu i w efekcie l?duje na moim tylnym zderzaku. Jest ciemno, pusto - sprawca, wida? miejscowy, sugeruje, by policjantom powiedzie?, ?e jest pijany to szybciej przyjad?, wreszcie zjawia si? patrol i zaczyna ?mudne czynno?ci literackie. Jeden z funkcjonariuszy kln?c na biurokracj? spisuje przy marnym ?wiate?ku w radiowozie dokumenty kierowców, drugi wdaje si? w przyjacielsk? pogaw?dk? z m?okosem, który mnie waln??, narzeka na model auta, którym przysz?o im je?dzi?, na warunki pracy, konkluduj?c stwierdzeniem, ?e lepiej ju? nie b?dzie, bo lepiej ju? by?o. O badaniu alkomatem nie ma w ogóle mowy. Zaanga?owanie stró?ów porz?dku w ca?? spraw? jest delikatnie mówi?c ?adne - w ko?cu mówi?, ?e mog? jecha? i zostaj? na drodze z winowajc?. Ruszam wiec, by po chwili znale?? si? w wypasionym o?rodku wypoczynkowym, gdzie mam zabawia? jaki? mo?nych. A tam iluminacja, dekor ?wi?teczny, fury kosmiczne, atmosfera dobrobytu i zadowolenia. Skansen europejski w szczerym polu. Przez te pola przemykaj? si? decydenci luksusowymi pojazdami z jednego do drugiego skansenu, nie maj?c poj?cia jak naprawd? ?yje ich elektorat i co naprawd? dzieje si? za przyciemnionymi szybami limuzyn.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki