Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 13 wrze?nia


Opisywa?em urlopowe woja?e i bie??ce sprawy cierpi? na tym odrobin?. A przecie? zacz?? si? estradowy ko?owrotek i ju? zd??yli?my zagra? tu i ówdzie, pokaza? si? w porannej "Kawie czy herbacie". Przedsi?wzi?cie to ka?e meldowa? si? w warszawskim studio telewizyjnym przed szóst? rano i zmaga? z senno?ci?, zamiast pokazywa? ?wiatu radosn?, wypocz?t? twarz, u?miechem witaj?c? nadchodz?cy dzie?. Tej ospa?o?ci nie zauwa?y?em jedynie u Bohdana Tomaszewskiego - nestora polskiego sportowego dziennikarstwa, który przyby? podzieli? si? swymi uwagami o tenisowym turnieju dla pocz?tkuj?cych. Có? to za klasa, wiedza i kultura! Czas dla 80-letniego mistrza jakby si? zatrzyma?, mówi z werw? podobn? tej, któr? przejawia? relacjonuj?c olimpiad? w Melbourne w 1956 r. Wtedy sukcesy ?wi?ci?a skoczkini w dal El?bieta Krzesi?ska i Janusz Sid?o - nie?yj?cy oszczepnik.

Zgin?? inny wielki atleta - W?adek Komar. Sp?dzi?em z nim sporo czasu na estradzie i poza ni? - dowcipkuj?c, gadaj?c, biesiaduj?c. Mówi? swym tubalnym basem "Cze?? Sikora" i podawa? na powitanie ogromne ?apsko. Jego odej?cie boli - by? witalny i zdawa?o si? niezniszczalny.

Nasza zawodowa aktywno?? jest pewnie tak?e efektem najnowszej p?yty, która pono? nie?le idzie. Przy okazji dwa s?owa na ten temat. Wyja?niam wszystkim zainteresowanym t? spraw?, ?e doniesienia prasowe o tym, i? jaki? wykonawca sprzeda? jednego dnia z?oty czy platynowy kr??ek, to bzdura wierutna. W ?adnym kraju w kilka godzin nie kupi? 50 czy 100 tysi?cy egzemplarzy tytu?u. W praktyce takie doniesienie oznacza, ?e handel - czytaj hurtownie i sklepy, zamówi?y u producenta tak? ilo??. A czy potem ów towar uda si? wcisn?? ludziom, to ju? inny problem. W rezultacie mo?e by? tak, ?e dzie?a sezonowych gwiazd tylko w pewnej cz??ci trafi? do s?uchaczy, reszta b?dzie latami tkwi? w magazynach. Dla producenta wa?ne jest tylko to, ?e nie w jego magazynach.

W Pa?acu Sztuki wystawa prac Józefa Wilkonia "Koncert dla Ma?gosi". U wej?cia ptasia kapliczka - tak nazwa?em sobie drewnian? trójdzieln? konstrukcj?, przypominaj?c? szopk?, z wyzieraj?cymi z jej pomieszcze? rozkrzyczanymi ptakami. Te ptaki pojawi? si? jeszcze w ró?nych wersjach, ale te? fantazyjne blaszane ryby i owady, cudowne ilustracje ksi??kowe (prze?liczne i nastrojowe do "Pana Tadeusza"), zaczarowany korowód zwierz?t i ludzi, senny, zakochany i ?agodny. Nawet bitwy nieliczne ma?o s? gro?ne, za to ciep?a jest tutaj wiele i niedzisiejszej pogody. Wyszed?em lekki i pomy?la?em, ?e ogl?danie tych prac powinno by? obowi?zkowe dla wszystkich szkó?. Apeluj? do wychowawców, by po?wi?cili troch? czasu i przywie?li uczniów na plac Szczepa?ski. Niech zobacz? kawa?ek ?wiata innego troch? ni? telewizyjny.

Pomkn??em te? do Starego Teatru, by zobaczy? "Fausta". Recenzenci powiedzieli wszystko lub prawie wszystko o tym spektaklu, nie dorzuc? wi?c swojej opinii, zw?aszcza ?e krytyk ze mnie ?aden, ale widz tej sceny wierny i admirator. Ile? wzrusze? tutaj prze?y?em. Przecie? nigdy nie zapomn? "Snu nocy letniej" w re?yserii Swinarskiego, gdy Pszoniak w roli Puka fruwa? nad naszymi g?owami. Przecie? nie zapomn? kreacji Ewy Lasek (có? to by?a za aktorka). Ale tak?e nie zapomn? roli Ma?gorzaty zagranej we wspomnianym "Fau?cie" przez Dorot? Segd?. Jest w tej m?odej i wiotkiej dziewczynie tyle si?y i dojrza?o?ci, ?e dech zapiera. Obserwuj? od dawna karier? Doroty, jej filmowe i teatralne dokonania i utwierdzam si? w przekonaniu o wielkim dramatycznym talencie, który rozwija si? pi?knie i m?drze. Na dodatek niewiasta jest skromna i normalna, i na dodatek lubi? pi? z ni? piwo czy wino, a mia?em t? mi?? okazj? podczas ostatnich wakacji. Brawo Segdziu!

Brawa te? dla pi?karzy, którzy wygrali z Bu?gari? i by? mo?e prze?amali z?? pass?. Boj? si? tylko mediów, które zaraz zadm? w róg chwa?y i og?osz?, ?e ju? jest pi?knie i nikt nam niestraszny. A tu huk roboty, bez której sukcesu trudno oczekiwa?, nie tylko w pi?ce zreszt?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki