Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 7 lutego


Ale? zima! Wczoraj wraca?em do Zakopanego z Nowego Targu i prze?y?em horror drogowy. Zadymka ?nie?na by?a taka, ?e z najwi?kszym trudem wypatrywa?em pasemka ?liskiej nawierzchni mi?dzy dwoma zaspami tworz?cymi pobocze. Warszawiacy potrzebowali na dojechanie tutaj 12 godzin. Ale pogoda, która jest zmor? dla kierowców, stanowi prawdziwe dobrodziejstwo dla narciarzy, tote? szusuj? na Kasprowym, a dzi? pewnie opalaj? si? przy tej okazji. Sam to robi?, tyle ?e spaceruj?c. A te spacery to nieustanne wertowanie pami?ci zapisywanej górskimi przygodami od najwcze?niejszego dzieci?stwa.

Widz? za mg?? wprawdzie, ale widz? taki obrazek. Jad? z ojcem i jego koleg?, zakopia?skim dziennikarzem Tadeuszem Siemianowskim, star? "dekawk?" kabrioletem. I na rogu Krupówek i Ko?ciuszki opuszczam w biegu samochód, bo zdezelowane drzwi pojazdu nagle si? otwar?y. Sko?czy?o si? na strachu. Tutaj, w obej?ciu pa?stwa Wawrów czy Budków pierwsze w ?yciu spotkanie z baranimi rogami. Albo wakacje w Dolinie Ko?cieliskiej i domowe obiady u Karpiela. Chodzili?my tam my, dzieciaki, z powodu przygarni?tej kiedy? i udomowionej sarny, która by?a znacznie wi?ksz? atrakcj? dla notorycznych niejadków ni? posi?ki.

A teraz wszystko to powraca, gdy mijam znajome miejsca. Zachodzimy do "Wnuka", ?eby co? przek?si?, wypi? i pos?ucha? góralskiej muzyki. Wyznam szczerze, ?e to jedyne nuty jedynego folkloru, jaki akceptuj?. Pryncypa? lokalu opowiada nam d?ug? i barwn? histori? cha?upy przy ulicy Ko?cieliskiej. Znam j? ?wietnie, bywa?em tu jako klient i go?? w?a?cicieli. Bo pisarz podhala?ski W?odzimierz Wnuk zaznajomiony by? z moim tat?, z jego synem Witkiem "przeczyta?em niejedn? ksi??k?", bo tak nazywali?my wspólne biesiadowanie. Witek od lat siedzi w Kuwejcie, gdzie uczy muzyki tamtejsz? m?odzie?. A jego siostra Joanna to obecna szefowa resortu kultury. By kontynuowa? snucie tych krakowskich koneksji i znajomo?ci, to nadmieni? jeszcze, ?e z ma??onkiem wspomnianej pani minister Krzysztofem Nazarem studiowa?em na polonistyce.

Pami?tam zaj?cia z metodyki nauczania j?zyka polskiego. By?y nudne i do niczego moim zdaniem niepotrzebne, ale nale?a?o je zaliczy?. Wiedz? o w??czaniu magnetofonu podczas lekcji (zak?adano wszak, ?e wiele z nas b?dzie belframi) usi?owa? przyswoi? nam docent Zenon Jagoda - cz?owiek dobry, ?agodny, ale dok?adny i sumienny tak?e. Wymaga? wi?c, ale na Nazara nie mia? sposobu. Przysz?y bowiem wybitny re?yser teatralny potrafi? gada? potoczy?cie na ka?dy temat i wyprowadza? takie asocjacje, ?e odpowied? na pytanie o maksymaln? wydolno?? uwagi ucznia przekszta?ca? w dywagacje estetyczno-filozoficzno-literackie, co nas niezmiernie radowa?o, bo czas p?yn?? szybciej. U "Wnuka" daj? dobrze je??, polecam pierogi, pstr?ga i szasz?yk barani.

Wybra?em si? do kina na "Ronin". Wybitny re?yser ameryka?ski John Frenkenheimer nakr?ci? sensacyjn? opowiastk? z Robertem de Niro i Jeanem Reno. Zrobi? to sprawnie, umie?ci? ca?o?? w scenerii po?udniowej Francji, tak?e w Pary?u. I co? Ano, nic. Zniszczono wiele samochodów w brawurowych po?cigach. Wystrzelono tysi?ce pocisków i wylano hektolitry czerwonej farby. Ca?o?? jednak nie trzyma si? kupy i nawet ?rednio inteligentny widz wytknie natychmiast momenty, które przecz? logice i zdrowemu rozs?dkowi. Szkoda, ?e twórcy perfekcyjnej ekranowej sieczki ma?o dbaj? o pozory realno?ci.

W telewizji ca?kiem ju? realny (niestety!) kabaret OT.TO. Trzech kolesiów rytmicznie skanduje s?owo "parówa" - czwarty falsetem ?piewa co?, co nie pozwala mie? w?tpliwo?ci, ?e to satyra na peda?a. Okropno??! Ale mam za swoje. Przy?o?y?em r?k? do kariery tych szmirusów, przyznaj?c im jako juror (ka?demu zreszt? osobno) nagrod? na krakowskim Festiwalu Piosenki Studenckiej. Tylko ?e wtedy jawili si? jako uzdolnieni m?odzi ludzie. A gdy po??czyli si?y, dali si? ponie?? fali zapotrzebowania na tani poklask i efekt jest ponury. U "Wnuka" muzykanci troch? wypili i gdy co? im si? nie klei?o, nagle góralski duet z sali za?piewa?:

"Hej muzycy, muzycy

piknie wom si? kwicy

jakby wom gorzo?ki

naloli do rzyci".

T? przy?piewk? dedykuj? zadowolonym z siebie kolegom z OT.TO. Dla wyja?nienia
- "rzy?" po góralsku, ale przecie? to nazwa staropolska, oznacza cz??? cia?a, któr? dawno temu czasem bato?ono. Ten proceder winno si? przywróci? teraz, gdy Lepper w natarciu. Po prostu wybato?y?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki