Andrzej Sikorowski

Gdy by?em ch?opakiem


Gdy by?em ma?ym ch?opakiem, kopa?em godzinami pi?k? na ulicy, lub podwórzu. Gdy by?em ma?ym ch?opakiem gratem w "zo?k?". To by? pompon z w?óczki, obci??ony kawa?kiem o?owiu, który nale?a?o wbi? do ko?a zakre?lonego kred? na asfalcie. W grze bra?o udzia? dwóch i wi?cej zawodników, obowi?zywa?a zasada podania do partnera, które wykonywa?o si? nog? tak, by "zo?ka" lecia?a powy?ej kolan.
Przeciwnik przejmowa? j? odbijaj?c stop?, kolanem, kapkuj?c, czyli podrzucaj?c wiele razy, wreszcie nast?powa? strza?. Mo?na by?o go odda? tak?e g?ow?, co nie nale?a?o do przyjemno?ci ze wzgl?du na twardo?? obci??nika.
Gdy by?em ma?ym ch?opakiem, je?dzi?em na ?y?wach po jezdni na Siemiradzkiego, gdzie sta? dom rodzinny. To by?y tzw. "szpicówki": przykr?cone do butów specjalnym kluczykiem. W obcasie musia?a znajdowa? si? okuta dziura do zamocowania pi?ty ?y?wy. Sztuczne lodowisko zast?powa?a nam oblodzona nawierzchnia ulicy Starali?my si? uczepi? przeje?d?aj?cych rzadko samochodów i trzymaj?c za zderzak przejecha? "za darmo" kilkadziesi?t metrów. Gdy by?em ma?ym ch?opakiem, mia?em w kieszeni legitymacj? sekcji szermierczej Cracovii i lekkoatletycznej Wawelu. Ka?dy z moich kolegów gdzie? nale?a?, co? uprawia?. Nie by?o komputerów i internetu, nie by?o wideo i salonów gier, dyskotek, pubów itp. Wolny czas wype?nia? sport. Gdy by?em ma?ym ch?opakiem, kibicowa?em Wi?le (zosta?o do dzi?), ale chodzi?em z kumplami na mecze Cracovii i je?li tylko nie gra?a przeciw mojej dru?ynie, ?yczy?em jej wszystkiego najlepszego. To by?y czasy, gdy krakowscy kibice spotykali si? na derbach i nie przychodzi?o im do g?owy duszenie rywali klubowym szalikiem. Szalików zreszt? te? nie by?o. Sport tego okresu by? prza?ny, pozbawiony ekskluzywnej otoczki, uprawiany przy pomocy byle jakiego sprz?tu, na byle jakich obiektach. Zawodnicy nie przyklepywali sobie d?oni co pi?? minut, nie ?egnali si? pobo?nie wbiegaj?c na muraw?, czy wje?d?aj?c na lodowisko, nie wykonywali ca?ego dzisiejszego rytua?u cz?sto zb?dnych gestów. A propos lodowiska pami?tam mecze pyry Siedleckiego, w których nieliczni tylko mieli kaski ochronne na g?owach. Nie?yj?cy ju? Bogdan Migacz nie u?ywa? tego sprz?tu do chwili, gdy regulamin nie uczyni? go obowi?zkowym.
Gdy by?em ma?ym ch?opakiem duch rywalizacji by? wa?niejszy ni? firmowe stroje. Nie s?ysza?o si? wiele o "koksie" o zawrotnych sumach kontraktów reklamowych. Tradycyjnych barw klubowych i narodowych nie zakrywa?y rozliczne logo sponsorów. Gdy by?em ma?ym ch?opakiem sta?y na swych miejscach drewniane trybuny Garbami i Cracovii. Mój Bo?e! Jaka atmosfera panowa?a na Ludwinowie! Tutaj przegrywali najlepsi, bo zespól Browarskiego, Jasiówki, Odsterczyla potrafi? przed w?asn? widowni? czyni? cuda.
Mam w pami?ci drobn? posta? obro?cy Kwiatkowskiego. "Kwiatek" nie by? atlet?, ale ambicj? i ofiarno?ci? przewy?sza? wielu i wierzcie - przej?cie tego go?cia nie nale?a?o do ?atwych. Pami?tam jak na trybunach Cracovii zasiadali profesorowie Uniwersytetu Jagiello?skiego - wierni fani, Kazimierza Wyka i Karol Estreicher. Pami?tam jak potrafi? "przy?o?y?" z wolnego Rewilak. No i wreszcie moja Wise?ka. Ile prze?yto si? emocji! Ile razy skandowa?o W?adek! by niezawodny Kawina wykona? sta?y fragment gry i je?li nie znokautowa? kogo? w murze, to z?ama? poprzeczk?, b?d? urwa? siatk?.
Ile razy czekali?my na chwil? dobrego humoru porz?dkowych, którzy wpuszczali m?okosów za darmo, pól godziny po rozpocz?ciu zawodów.
Dzisiaj, gdy mecze ogl?dam z wygodnych miejsc dla VIP-ów, gdy ciesz? si? z sukcesów mistrza Polski, ?a?uj? tylko jednego - ?e nie jestem m?odym ch?opakiem.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki